Obraz artykułu SpaceFest! 2018, dzień drugi

SpaceFest! 2018, dzień drugi

Drugiego dnia gdańskiego SpaceFestu doszło do dwóch ważnych wydarzeń - ósmej edycji Pure Phase Ensemble i specjalnego koncertu Spoiwa. Pozostałe zespoły znalazły się trochę w ich cieniu, a szkoda byłoby nie wspomnieć przede wszystkim o angielskim The Lucid Dream i wrocławskim xDZVØNx'ie.

W 2013 roku odbywa się trzecia edycja SpaceFestu, a w jej ramach występuje kultowe dla wielu Dead Skeletons, w którego składzie znajduje się Will Carruthers. Na scenie nie wiedzą jeszcze, że będzie to ich ostatni występ, a Carruthers nie wystąpi przez kolejne pięć lat. Historia zatoczyła bardzo wyraźne koło o promieniu połowy dekady, bo oto tradycyjnemu Pure Phase Ensemble na tegorocznym SpaceFeście przewodniczył nie kto inny, jak właśnie Carruthers. Wydarzenie szczególne w historii nie tylko gdańskiego festiwalu.

Rysunek Edyty Krzyżanowskiej. Dwóch gitarzystów.

Obok niego na scenie pojawili się między innymi Hanna Went z Free Games For May, gitarzyści nieistniejącego już Pedal Distorsionador czy związany z festiwalem od samego początku Karol Schwarz, którzy od tygodnia kreowali nowe kompozycje w Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia 2 w gdańskim Nowym Porcie. Niemniej gwiazda była tylko jedna. Obdarzony niezwykle głębokim i chropowatym głosem Carruthers nie tylko śpiewał, grał na gitarach i śmieszkował (przyjacielskie cheesy fucker rzucone do Adama Neubauera), ale także... rapował. W zasadzie było to bardziej spoken word w niezwykle noirowej odsłonie, niemniej spełnił zapowiedzi z piątku o tym, że rap pojawi się w ramach projektu. Co prawda pojawił się również "prawdziwszy" rap, ale może to akurat pominę milczeniem. Chociaż Carruthersowi się podobało.

Rysunek Edyty Krzyżanowskiej. Pianistka i perkusista.

Drugim wydarzeniem był koncert trójmiejskiego Spoiwa. Od ogłoszenia ich występu na SpaceFeście wiadomo było, że będzie to występ w jakiś sposób specjalny. Najpierw pojawiły się plotki o zaprezentowaniu nowego materiału, później, że będzie to ostatnie wykonanie kawałków z zasłużonego dla polskiego post-rocka "Salute Solitude", ale nikt do końca nie znał przygnębiającej prawdy - Spoiwo w składzie, który znamy, zagrało po raz ostatni. Ever. Co prawda zespół bez Pawła Bereszczyńskiego i Simony Jambor przetrwa, ale niewątpliwie obierze inny muzyczny kierunek. Zresztą emocjonalna atmosfera była znakomicie wyczuwalna, wszak ze sceny padło między innymi: Z każdą sekundą tego koncertu, z każdą kolejną nutą kończy się dla nas trochę świat. Nic dziwnego, że publiczność przyjęła ten news z konsternacją wyczuwalną nawet w dalszej części występu. Jednak, jak mówi Tony Stark, koniec jest również częścią podróży. Będziemy wyczekiwać nowego materiału gdańszczan z tym większą ciekawością.

Rysunek Edyty Krzyżanowskiej. Gitarzysta.

Prawdopodobnie nawet gdyby tego dnia w B90 zagrał sam Elton John, znalazłby się w cieniu wydarzeń takiego kalibru. Niemniej warto napisać kilka słów o innych koncertach, które mogą nawet dla wielu zostać wybrane najlepszymi tej edycji festiwalu. Scenę główną otworzyli Eyre Llew, których liryczny i melancholijny post-rock z pewnością zasłużył na większy tłum pod sceną, nawet jeśli złośliwi mogliby stwierdzić, że Anglicy to po prostu bardzo dobry cover band Sigur Rós. Po nich zagrali The Lucid Dreams, których obstawiałem na czarnego konia całej ósmej edycji i chyba się nie pomyliłem. Szalona, żywiołowa muzyka przypominała mi koncert fantastycznych Suuns z OFF-a w 2012 roku. Ten sam rytm oparty na powtarzających się frazach, płaski bas i stłumiony wokal brzmiący jakby Markowi Emmersonowi nie chciało się specjalnie otwierać ust, Jednak tam, gdzie Suuns grają minimalistyczną elektronikę, tam The Lucid Dreams stawia na głośny gitarowy hałas, dzięki czemu znakomicie odnaleźli się w konwencji festiwalu.

Rysunek Edyty Krzyżanowskiej.

Mała scena należała natomiast tego dnia do zespołów z Polski. Jednak ani psychodeliczny pop Popsysze, ani eksperymenty braci Swoboda z Columbus Duo nie zrobiły na mnie takiego wrażenia, jak wrocławski xDZVØNx. Znany do tej pory głównie w rodzinnym mieście (i w Czechach, w których dużo koncertują) duet zaczarował publiczność mroczną elektroniką połączoną z hip-hopem/trapem i, przede wszystkim, inspirowanymi wschodniosłowiańskim folkiem zaśpiewami. Okazuje się, że nie jest to żaden przypadek, bo artyści ukrywający się pod pseudonimami xBørAx i xSnufkiNx zajmowali się wcześniej właśnie folkiem. To połączenie nieoczywistego gatunku współczesnej muzyki z nieco ludową i nieco sakralną atmosferą ukraińskiej cerkwi każe mi - być może nieco kontrowersyjnie - stwierdzić, że mamy do czynienia z Batushką polskiego hip-hopu. Mam nadzieję, że wkrótce będzie można spotkać ich na scenach w całej Polsce.

 

Całe szczęście, że nieduży przecież SpaceFest potrafi zmieścić w swoim line-upie nie tylko wydarzenia wagi ciężkiej, ale również muzyczne świeżynki z Zachodu, jak i mogące kandydować do miana "polskie odkrycie roku" fenomena pokroju xDZVØNx'u.

 

Rysunki: Edyta Krzyżanowska

 

Relacja z pierwszego dnia SpaceFest 2018 | SpaceFest w podcaście Soundrive Live


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce