Obraz artykułu Irreversible Entanglements - "Protect Your Light"

Irreversible Entanglements - "Protect Your Light"

92%

Sprzeciw, trwanie, a nawet odnajdywanie radości w życiu na przekór uciskom leżą u podstaw powstania jazzu, ale na jego najwcześniejszym etapie muzyka służyła za kamuflaż, pozwalała wyrażać emocje językiem niezrozumiałym dla ciemiężców. Dzisiaj jej przekaz jest bardziej dosłowny, a równość to nie marzenie, tylko żądanie. Irreversible Entanglements raz jeszcze przypomina, że wśród takich głosów jest jednym z najbardziej donośnych.

Charakter tej grupy ukształtował się jeszcze zanim wydała jakikolwiek dźwięk, bo w 2015 roku poetka Camae Ayewa (znana bardziej jako Moor Mother), saksofonista Keir Neuringer i basista Luke Stewart skrzyknęli się, by wspólnie wziąć udział w organizowanej w Nowym Jorku demonstracji pod szyldem Musicians Against Police Brutality, a kilka miesięcy później dołączyli do nich trębacz Aquiles Navarro i perkusista Tcheser Holmes (kilka lat temu wydali w duecie znakomity album "Heritage of the Invisible II"). Od tamtego wydarzenia cała piątka doskonale wiedziała, jakie historie chce opowiadać.

 

Nie tylko skład od tego czasu się nie zmienił, ale również cele i przesłanie. Jedyna zmiana to przeniesienie się z maleńkiego wydawnictwa International Anthem do kultowego Impulse!, którego katalog naszpikowany jest takimi tuzami jazzu, jak John Coltrane, Art Blakey czy Max Roach, co nie tylko oznacza doklejenie kolejnego znaku wysokiej jakości, ale przede wszystkim zwiększenie zasięgu oddziaływania i faktycznie przy premierze "Protect Your Light" na niełatwą do wymówienia nazwę Irreversible Entanglements można natrafić znacznie częściej.

 

Kwintet nie jest tym onieśmielony i najwyraźniej nie odczuł presji, by zacząć album mamiącym rytmem czy hipnotyzującą solówką, które byłyby w stanie nowych słuchaczy i nowe słuchaczki złapać na haczyk. Pierwsza minuta "Free Love" to niespieszne zawodzenie garstki saksofonowych akordów, skontrastowane żwawszym tempem, ale wyrównane obniżonym poziomem głośności partie perkusyjne i powoli cedzone słowa. Stanowi to jednak niejako refleksyjne intro do znacznie bardziej intensywnego ciągu dalszego, niespodziewanie tanecznego, do tego stopnia radosnego, że aż do ostatniego dźwięku pojawiają się wątpliwości, czy nie jest to aby pułapka i nie okaże się zaraz, że wersom: It was the sweetest love she ever known / sweet kisses on collarbones dopisana zostanie tragiczna konkluzja. Do niczego takiego nie dochodzi, a niemalże karnawałowy duch przenika również do następnego w kolejności utworu tytułowego i być może w czasach, kiedy przygniatają nas galopujące zmiany klimatyczne, uśmiercanie wolnych mediów czy pogłębiające się nierówności społeczne właśnie niczym niezmącona radość jest najwyższą formą buntu.

 

Sielanka nie trwa długo, "Our Land Back" błyskawicznie odczarowuje nastrój. W charakterystyczny dla zespołu sposób perkusja gna na złamanie karku niezależnie od aury utworu, ale pozostałe instrumentu dookreślają jej cel. Pojedyncze uderzenia w klawiaturę fortepianu emanują upiornym chłodem, basowy dron wzbudza niepokój, a zawodzenie dętego dwugłosu przed chwilą bawiącą się publiczność ustawia w kordonie pogrzebowym. Także w tym przypadku mamy do czynienia ze swoistym podziałem na refleksyjny wstęp oraz od strony rytmicznej i melodyjnej bardziej pobudzające rozwinięcie, ale powrotu do beztroski już nie ma.

 

Nie znaczy to bynajmniej, że jeden tryb na stałe przeszedł w drugi - jest ich znacznie więcej. "Soundness" to najbardziej freejazzowy kawałek albumu, z saksofonem i trąbką prowadzącymi przytłaczająco zaciekły dialog; "Root<=>Branch" (hołd dla zmarłej przed rokiem Jaimie Branch) przez nieco ponad cztery minuty uderza w przygnębiający, wyrażony za pomocą swoistej mantry ton, by nagle zaskoczyć kolejnym całkowitym przemeblowaniem akcentów wewnątrz pojedynczej kompozycji; jednoznacznie żałobny jest kolejny, najkrótszy na albumie "Celestial Pathways"; a w zamykającym "Degrees of Freedom" zespół idzie na całość, w pełne szaleństwo... znowu tylko na chwilę, bo dualizm zdaje się być cechą szczególną "Protect Your Light" i w końcówce nawet Holmes zaskakuje zdjęciem stopy z pedału gazu i powolnym uderzaniem pałeczką w obręcz werbla. Może byłoby to jeszcze bardziej zadziwiające, gdyby nie umieszczenie chwilę wcześniej pierwszej w historii grupy ballady - rozpoczętego od śpiewu a capella Sovei, wspartego fortepianem Janice A. Lowe "Sunshine". Choćby muzycy Irreversible Entanglements wpadli na najbardziej szalone partie instrumentalne w dziejach jazzu i zagrali je z dotąd niespotykaną werwą, nie dałoby się uznać, że nikt by się tego po nich nie spodziewał. Kiedy natomiast potrafią zagrać tak wiele, a decydują się zagrać znacznie mniej, wtedy naprawdę wprawiają w osłupienie.

 

Nastroje, tempa, tematy zmieniają się na "Protect Your Light" w zaskakujących momentach, bo nie tylko pomiędzy utworami, ale również w ich trakcie, stały pozostaje natomiast ciężar - odczuwalny zarówno w chwilach radości, jak i przygnębienia. Przypominający stale wiszące nad nami chmury niezależnie od tego, czy przez chwilę jesteśmy akurat szczęśliwi, czy pogrążamy się w smutku. Irreversible Entanglements wzmacnia tę złowieszczą zapowiedź i nawet jeżeli znajdą się osoby, które w nią nie uwierzą, po przesłuchaniu tego albumu i tak będą się zastanawiać: A co jeżeli to wszystko jest prawdą?


Impulse! Records/2023



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce