Obraz artykułu Slowdive - "Everything is Alive"

Slowdive - "Everything is Alive"

50%

Niektóre zespoły tak sobie posłały, że mogą spać na tym samym dekadami (dość wymienić AC/DC albo Foo Fighters) od innych oczekiwana jest ciągła ewolucja (na przykład Ulver czy Animal Collective), ale zdarzają się również ryzykanci, którzy nagle zmieniają kierunek, a później wyczekują, czy posypią się słowa zachwytu, czy gromy. Slowdive spotkał się raczej z tymi pierwszymi, mimo że "Everything is Alive" to najbardziej nijaki album w jego dorobku.

Próżno szukać na nowym wydawnictwie aury kultowego "Souvlaki" z połowy lat 90., gdzie niebiańska błogość skontrastowana z szorstkim brzmieniem gitar fascynowały przedziwnym kontrastem. Być może Brytyjczycy uznali, że po wydanym sześć lat temu "Slowdive", gdzie dopracowali tę formułę do perfekcji, nic więcej nie da się za pomocą jej słownictwa powiedzieć, ale na "Everything is Alive" nie znaleźli nowego, zmienili tylko ton na bardziej przystępny, niemal indie-rockowy, redukujący hałasy, reverb i pozostałe gitarowe efekty do tego stopnia, że granie tak skomponowanego shoegaze'u wcale nie wymaga wpatrywania się w buty.

 

Jeżeli w ogóle trzymać się gatunkowej przynależności, to Slowdive na piątym albumie weszło w tryb smooth shoegaze'u. Snujące się bez celu w postaci kulminacji czy jakiegokolwiek rytmicznego lub harmonicznego przełamania "Prayer Remembered" sprawdziłoby się jako tło filmu dokumentalnego albo prognozy pogody; przy monotonnym beacie perkusyjnym w "Kisses" uderzenia zaprogramowane blisko cztery dekady temu przez rodzimy, niesłusznie zapomniany Jauntix wydają się skrajnie progresywne; a otwierające album "Shanty" z banalnym czterodźwiękowym riffem klawiszowym i zapętleniami, które nie noszą znamion ani psychodelicznego odlotu w nieznane, ani krautrockowej motoryczności sprawia wrażenie skomponowanego w Guitar Pro na zasadzie przesuwania tych samych elementów z miejsca na miejsce, ale przynajmniej tutaj chociaż przez chwilę można posłuchać charakterystycznej, raniącej uszy gitary, której jest na "Everything is Alive" zdecydowanie zbyt mało.

 

Kto zderzy się z tymi utworami w pojeździe zatankowanym do pełna przez nostalgię, ten/ta prawdopodobnie nie odczuje przytłaczającego rozczarowania. Większość krążących w internecie opinii jest jednoznacznie pozytywna, ale jeżeli spojrzeć na dyskografię Slowdive z szerszej perspektywy, jeżeli spojrzeć na współczesny shoegaze (od Just Mustard przez Alvvays po koreański Parannoul), trudno nie odnieść wrażenia, że zespół z Reading w 2023 roku niewiele ma do zaoferowania ponad zaspokojenie tęsknoty. Jest na "Everything is Alive" kilka ciekawszych momentów - zwłaszcza jedyny niezawieszony w emocjonalnej próżni "The Slab" i nieco żwawszy "Alfie" - ale jako album plasuje się pomiędzy niewzbudzającą niechęci nijakością a nudą. 

 

Jak nazwa wskazuje, w muzykę Slowdive trzeba zanurzać się powoli, ale temperaturę wody da się rozpoznać od pierwszego zetknięcia z nią - od tej emanuje chłód. Aż trudno uwierzyć, że autorzy "Souvlaki" zadowolili się jednowymiarowym smooth shoegazem, który ani pomysłowością, ani odwagą, ani nawet różnorodnością nie dorównuje większości młodych zespołów wychowanych na wcześniejszej twórczości Brytyjczyków.


Dead Oceans/2023



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce