Obraz artykułu Travølta - "Discoviolence Up Yours!"

Travølta - "Discoviolence Up Yours!"

65%

Niewiele jest w historii kina ról równie kultowych, jak występ Johna Travolty w "Pulp Fiction". Hollywoodzki przystojniak odegrał wówczas zarówno kultową scenę tańca na imprezie, jak i kilka momentów, w których wcielił się w typowego twardziela i dokładnie taka jest najnowsza płyta belgijskiego zespołu, który zaczerpnął nazwę od nazwiska znanego aktora.

Z jednej strony mamy kawał rozpędzonego, bezlitosnego powerviolence, z drugiej jest w tym sporo groteski i luzu rodem z sowicie zakrapianego przyjęcia. Travølta z lekkością przeskakuje pomiędzy wściekłym atakiem na uszy słuchacza a żartobliwymi samplami, ale robi to z naturalnym wdziękiem, a do tego satyryczne teksty częściej bawią, niż budzą zażenowanie. Belgowie ewidentnie mają pomysł na tworzenie muzyki z lekkim kontrastem pomiędzy powagą a jej brakiem i potrafią robić to na tyle skutecznie, że nie stają się parodią samych siebie. 

 

"Discoviolence Up Yours!" jest przy tym albumem dobrym, ale dalekim od ideału. Mimo wszystko brakuje Belgom nieco oryginalności - nawet jeśli potrafią czasami zaskoczyć, to zdarza się sporo momentów, gdzie trzymają się gatunkowej sztampy. Nie pomaga też monotonność partii wokalnych - same w sobie może nie są złe, ale brakuje w nich jakiegokolwiek urozmaicenia (zwłaszcza że ubiegłoroczny album Massgrav pokazał, ile dodatkowej przestrzeni są w stanie stworzyć dobre aranże wokalne). Nie mogę też oprzeć się wrażeniu, że album Travølty jest po prostu... zbyt wolny. To ekstremalne tempa, od jakich przeciętny zjadacz chleba może się odbić, ale obłędna szybkość stanowi trzon powerviolence. Podczas odsłuchiwania "Discoviolence Up Yours!" kilkukrotnie przyłapywałem się na przeświadczeniu, że dany utwór brzmiałby dużo lepiej, gdyby go przyspieszyć. Tu i ówdzie album cierpi na wyraźnie zauważalne spadki mocy.

 

Szereg mankamentów nie zamienia jednak albumu w niemożliwego do przesłuchania potworka. O ile Travølta czasami wypada gorzej niż inne zespoły tego pokroju w momentach bezczelnej młócki, o tyle sporo strat odrabia nonszalancją. Jest na tym materiale dużo luzu i słychać, że muzycy czerpią kupę radości ze swojego grania. Są bardzo naturalni i niekiedy sprawiają takie wrażenie, jakby wypinali się na trend przesadnej powagi panujący na scenie. Belgowie potrafią przemycić bardziej chwytliwe momenty i mimo wszystko nagrać album, który nie tylko nie męczy, a wręcz sprawia, że chce się przymknąć oko na wszystkie jego niedoskonałości i dać mu kolejną szansę. Nie można mówić o "Discoviolence Up Yours!" w kategoriach światowej czołówki, ale potrafi dać po prostu sporo radości ze słuchania i jest przy tym naprawdę dobrze wyprodukowany. Nawet jeżeli nie ma tu aż takiego brudu, jak zwykło się widzieć u innych przedstawicieli gatunku, to brzmienie Travølty do ich muzyki po prostu pasuje. Nie jest przesadnie dociążone, ale potrafi wyeksponować czy to jakiś bardziej skoczny riff, czy to jakieś agresywne przyspieszenie. Ewidentnie zespół został ukręcony tak, żeby pasowało to do jego twórczości, a nie tak, żeby kopiować innych.

 

Podszedłem do najnowszego materiału Travølty z dość dużymi oczekiwaniami, bo poprzedni ("In Tinnitus We Crust" z 2019 roku) zawiesił poprzeczkę wysoko. Urzekła mnie też szata graficzna płyty oraz jej tytuł i chociaż Belgowie nagrali album słabszy, nie można napisać, że zły. Jest tutaj dużo agresji i bezczelny luz, "Discoviolence Up Your!" wymaga po porostu przymknięcia oka na niektóre niedociągnięcia. Najbardziej rozkwita wtedy, kiedy podejdzie się do niego w sposób sparowany z panującą na nim atmosferą - na luzie. 


Loner Cult Records/2023



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce