To właśnie wokal przykuwa na stałe do płyty, ale najpierw spójrzmy w przeszłość. Bree to muzyk, który nie działa tylko w pojedynkę, zaczynał od indie-popowego duetu The Brunettes, który trafił do nie byle jakiej stajni, bo do amerykańskiego Sub Pop. Zresztą słabość do urokliwych damsko-męskich duetów mu została, ale do tego wrócimy później. Kolejnym dzieckiem Bree była założona w 2002 roku wytwórnia Lil' Chief Records, która oprócz The Brunettes ma w swoim portfolio takich wykonawców, jak Lawrence Arabia czy Princess Chelsea i właśnie ta artystka jest współodpowiedzialna za kolejny krok milowy w karierze Jonathana Bree. Kiedy The Brunettes zakończyli działalność, Nowozelandczyk wziął się za produkcję i w dużym stopniu wpłynął na powstanie "Lil' Golden Book" księżniczki Chelsea, która rewanżuje się teraz, uświetniając swoją obecnością jego trzeci solowy album.
Senno-taneczną atmosferę wprowadza od razu pierwszy, tytułowy utwór. Otuleni ciepłym wokalem Bree i jeszcze bardziej rozgrzewającym, romantycznym tekstem, jesteśmy gotowi, by wyjść w ciemną noc i gibać się do "Sleepwalking" aż do rana.
Gibania jest jeszcze więcej w kolejnym kawałku - "Boombox Serenade". Tak łatwo jest tutaj dać się ponieść eterycznemu rytmowi! Tylko że jego absurdalnie gwałtowna końcówka nagle wybija z błogiego transu i trochę żal, bo chciałoby się słuchać tego utworu w nieskończoność. Na szczęście tuż za nim jest najbardziej chyba znany kawałek z płyty, "You Are So Cool", który od dawna żyje własnym życiem, zbierając kolejne miliony odsłuchów na YouTubie. Zachwyca nie tylko fantastyczną atmosferą i wokalem kojarzącym się jeszcze bardziej niż na reszcie płyty z dokonaniami Teksańczyków z Cigarette After Sex, ale również psychodelicznym teledyskiem z czymś na kształt sklepowych manekinów z lat 60. obsługujących całe instrumentarium (bardzo bogate - nawiasem mówiąc - z pięknymi, nastrojowymi skrzypcami na czele).
Bree tworzy damsko-męskie duety ze wspomnianą Chelsea Nikkel (Princess Chelsea), ale też z Crystal Choi i Clarą Viñals, połówką projektu Renaldo & Clara. Ta ostatnia dodaje mnóstwo dziewczęcego uroku do miłosnego wyznania, jakim jest "Say You Love Me Too". Pasuje również do akompaniujących jej dzwonków, tworząc z nimi bardzo skuteczną przeciwwagę dla ciepłego i mrocznego klimatu muzyki Bree.
Princess Chelsea pojawia się w dwóch utworach (poprzedzonych przez znakomicie melodyjne "Valentine"). Bree prowadzi z nią przesycony erotycznym romantyzmem dialog, w którym temperatura sięga dalekiego sufitu sypialni. Ciekawą rzeczą jest odwoływanie się do bardzo współczesnych form "flirtowania" z sextingiem i emotkami na czele. Mniej frywolne, chociaż oczywiście również o miłości, jest "Plucking Petals". Chelsea dba w nim o atmosferę i nawet, gdy bawi się w dziecięcą wyliczankę, robi to z eteryczną gracją. Płyta kończy się bardzo zdecydowanym stwierdzeniem, w którym nawet przekleństwa brzmią nastrojowo. Trzeba jednak przyznać, że tym jednym utworem pokazującym biologiczne podejście do miłości/fascynacji/flirtu, Bree trochę kwestionuje całą resztę albumu. Dziesięć utworów o relacjach damsko-męskich nagle traci sens. Odważne.
Od teraz słowo "Bree" będzie mi się kojarzyło z Nową Zelandią jeszcze mocniej, już nie tylko z powodu Władcy Pierścieni Petera Jacksona (bo przecież miasteczko Bree powstało na potrzeby filmu właśnie w tym kraju), ale też ze spokojną, senną dyskoteką Jonathana. No i nie można zapomnieć, że Bree przyjedzie pod koniec sierpnia do Gdańska, na Soundrive Festival, kto chce przekonać się na własne uszy, jak brzmi jego ghost R'n'B, niech bookuje bilety. A że zapowiedziana jest też Princess Chelsea, to nowozelandzka impreza jest niemal pewna.
Lil' Chief Records/2018