Dopiero co wydany przez amerykański Matador "Beyondless" zyskał już spory rozgłos, a chwalony był między innymi przez Pitchfork. Nic dziwnego, jeśli ktoś szuka płyty pełnej energii i punkowego sznytu, nowe wydawnictwo Iceage będzie wśród polecanych.
Znakiem rozpoznawczym Duńczyków jest teraz punkowa zadziorność i wielowymiarowa krytyka rzeczywistości, ale połączone są one z rockową melodyjnością, z brakiem nienawiści do wpadania w ucho. Chętniej piszą teraz krótkimi wersami nadającymi się do podśpiewywania, miejscami brzmiąc prawie rock'n'rollowo ("Thieves like Us"), a do tego poszerzyli swoje instrumentarium, dodając dźwięki waltorni czy smyczków. Słuchając "Beyondless", wciąż czuć też ten powiew zimnofalowego klimatu, który znamy z poprzednich odsłon zespołu i który dalej nie jest obecny jedynie w jego nazwie. A do tego wokal Rønnenfelta brzmiący nieco jakby Matt Bellamy skończył z pompatycznością Muse i wrócił do grania prostych, gitarowych kawałków.
Płytę otwiera jeden z nich. "Hurrah" to dość bezpośrednia krytyka krwiożerczości człowieka i jego, jak nazywa to Rønnenfelt, głęboko zakorzenionego instynktu zabijania swoich bliźnich. Jest to swoiste ostrzeżenie przed folgowaniem tej naturze, bo przecież bohater utworu, żołnierz, nie zabija za swój kraj tylko walczy, by przetrwać, ma to we krwi. A fakt, że tytuł, jak również refren to tradycyjne wojskowe zawołanie, znane również z historii polskiego oręża, dodaje tu tylko pikanterii.
Już w kolejnym kawałku, "Pain Killer", zespół otrzymuje pomoc nie tylko od dęciaków, ale również od wspaniałej artystki. Sky Ferreira to przecież synth-popowa światowa czołówka, tutaj jednak partneruje Duńczykom w bardzo noise rockowej kompozycji. I taki damsko-męski dialog jest jak najbardziej na miejscu, gdyż tytułowym znieczuleniem jest pożądanie i oddawanie się mu na ołtarzu twoich nóg i stóp, przyjmując ślinę, słodko gorzkie lekarstwo.
W następnych utworach zespół udaje się swoimi tekstami w przeróżne rejony. Od metafizycznych rozważań o naturze boga (Panie, czy potrzebujesz zbawcy, czyżbyś stracił znowu panowanie nad kierownicą?) w "Under the Sun" po wyśmiewanie naprzykrzania się ludziom po spożyciu dużej ilości sfermentowanego metanolu. Za każdym razem mniej lub bardziej wyraźna jest kwestionująca - by to łagodnie powiedzieć - natura zespołu, a by powiedzieć dokładnie - niemal wszystko jest obrzucone błotem.
"Plead the Fifth" i "Catch It" to z kolei największe podejścia zespołu do bardziej popowej, rozrywkowej muzyki. Wciąż jednak, mimo prostych refrenów, porywista gitarowa muzyka i niemal płaczliwy ton wokalu, a także niepokojące teksty, torpedują ten pomysł zostawiając nas z kawałkami, do których trochę chce się tańczyć, a trochę szlochać.
Mimo że Iceage zmieniało się przez lata, dryfując od zimnej fali przez wściekły hardcore po obecne pogranicze między punkiem a rockiem, jedna rzecz pozostaje bez zmian - energia transferowana na linii zespół - publika. "Beyondless" sprawia, że można by pomyśleć, iż debiutujący jako nastolatkowie muzycy stali się już całkiem dojrzali, że potrafią flirtować z muzyką popularną czy z ciekawszym instrumentarium, a przy tym nie stracić nic ze swojej punkowej duszy. No i najważniejsze - Iceage będzie gwiazdą nadchodzącej edycji Soundrive Festival. Pod koniec lata powieje w Gdańsku chłodem.
Matador Records/2018