Obraz artykułu La Luz - "Floating Features"

La Luz - "Floating Features"

87%

Rok 2018, alternatywna rzeczywistość. Francis Fukuyama miał rację - historia się skończyła, ale już w połowie lat 60. Słowo "sztos" znowu należy do cinkciarzy i bilardzistów; Pluton jest planetą; a rock to muzyka młodych buntowników, w której rodzice widzą wyłącznie zepsucie. Konwencja nie zmieniła się, lecz rozwinęła, a La Luz to jej największe wizjonerki.

Jeżeli zajrzycie na dowolne forum poświęcone hip-hopowi, szybko spostrzeżecie, że trwa pokoleniowa wojna pomiędzy obrońcami "truskulu" i zwolennikami nowego podejścia. Możecie też zajrzeć na fora metalowe, gdzie toczą się spory o "prawdziwość" zespołów typu Liturgy albo Zeal & Ardor, ale te wszystkie drobiazgowe wymiany zdań, argumenty oparte o jedną, niepasującą do kanonu nutę, a nawet o noszenie obcisłych dżinsów zamiast skóry mają znacznie głębsze korzenie. Wyobraźcie sobie, że kiedyś w podobnym tonie dyskutowano o tym, czy utwór surf rockowy może zawierać ścieżkę wokalną.

 

Pierwotnie unikano użycia ludzkiego głosu, co gatunkowym purytanom służyło za argument chronologiczny. Dzisiaj nie tylko nie da się rozstrzygnąć tego sporu, ale przede wszystkim nie ma on już żadnego znaczenia. La Luz zdecydowały się natomiast nawiązać do samego źródła gatunku i nowy album rozpoczynają instrumentalnym utworem tytułowym. Nie ma tu wprawdzie szaleńczego tempa na miarę Dicka Dale'a, ale w zamian przywołany zostaje nastrój słonecznej Kalifornii, który każdy doskonale zna z licznych popkulturowych dokumentacji, nawet jeżeli nigdy nie odczuł go na własnej skórze.

 

Uproszczenie twórczości La Luz do samego surf rocka byłoby jednak niesprawiedliwe. Są tutaj elementy charakterystyczne dla gatunku - przede wszystkim nieprzesterowana gitara z efektem pogłosu - ale także wiele innych muzycznych zdobyczy popularnych w latach 60. - rock'n'roll, garage rock, hot rod rock. Jeżeli już koniecznie wskazywać na jakąś cechę charakterystyczną, to właśnie zafiksowanie na punkcie tamtej dekady. Najdobitniej pokazuje to utwór "California Finally", który powinien zostać mianowany na stanowy hymn. To także mój ulubiony kawałek na albumie, skonstruowany na pulsującej partii gitary basowej, przy której trudno usiedzieć; podszyty archaicznym brzmieniem klawiszy Vox Jaguar; nieoczywisty za sprawą gitarowej solówki; agresywny w perkusyjnym szaleństwie z ostatnich sekund; błyskawicznie zapadający w pamięć, dzięki nałożonym na siebie ścieżkom delikatnego wokalu przypominającym The Beach Boys z najlepszych czasów. To być może najlepsza kompozycja w całym dorobku La Luz - każdy instrument odgrywa znakomite, porywające dźwięki.

 

Gdzieniegdzie na front wysuwają się psychodeliczne smaczki ("Golden One" i "Greed Machine") albo radosny doo-wop ("Walking into the sun"), a w "The Creature" dostajemy ponurą (ale nie smutną) balladę, od której można by zacząć mówić o nowym zjawisku, jakiego ci, którym tak bardzo przeszkadzał śpiew w surf rocku za nic by nie znieśli - dark surf. Polecam wysłuchiwać ten kawałek wraz ze znakomitym, utrzymanym w duchu VHSowego kina klasy B teledyskiem.

 

W wielu tekstach na temat La Luz nadużywa się słowa "kobiety". Nigdy nie przeczytacie o "męskim kwartecie" w przypadku Red Hot Chili Peppers, a już na pewno nigdzie żadna z cech muzyki czy zespołu nie zostanie określona jako "męska", trudno więc zrozumieć, dlaczego tak ochoczo podkreśla się, że są to kobiety, grają na instrumentach i wychodzi im. "Floating Features" nie jest znakomitym, rockowym albumem jak na coś, co nagrały kobiety. "Floating Features" jest po prostu znakomitym, rockowym albumem.


Hardly Art/2018


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce