Obraz artykułu Niklas Paschburg - "Oceanic"

Niklas Paschburg - "Oceanic"

70%

Krzątanina, kroki, otwierające się drzwi, szum fal - tak rozpoczyna się płyta dwudziestotrzyletniego kompozytora z Niemiec. Mieszkanie nad samym morzem potrafi sprawić, że na twarzy pojawia się mimowolny uśmiech, ale i pewnego rodzaju nostalgia. Takie uczucia towarzyszyły zapewne Niklasowi Paschburgowi, który nagrywając "Oceanic", spędzał czas nad Bałtykiem.

Od jakiegoś czasu możemy zauważyć wyraźny wzrost zainteresowania nowoczesną muzyką klasyczną. Nowoczesną, czyli taką, która w dużej mierze koreluje z elektroniką (jej zabawne nazwy to postklasyka, neoklasyka). Wykształceni muzycy, kompozytorzy, czy to pianiści, czy też skrzypkowie, postanowili odejść od grania ciągle tych samych, klasycznych dźwięków. Odgrywanie po raz kolejny znanych etiud nie miało większego sensu. Okazało się, że przy krótkich utworach na pianino sprawdza się elektronika w postaci rozbujałych teł drone'owych czy też wszelkich organicznych trzasków i szmerów ujętych z różnymi filtrami.

 

Pianino przestało brzmieć egzaltowanie, ale sam nastrój takich kawałków niewiele się zmienił. Nadal są to kunsztowne pozycje naznaczone emocjami i poetyką. Wszelkie eksperymenty, które miały wydobyć z instrumentów coś więcej przy pomocy elektroniki właśnie, sprawiły że muzyka ta ponownie stała się ciekawa, ekscytująca. Również Niklas Paschburg postanowił nagrać swój debiutancki krążek właśnie w takim stylu. Wprawdzie eksperymentów tu niewiele, ale autor potrafi czerpać z różnych źródeł to, co najbardziej atrakcyjne.

 

Przy tego rodzaju instrumentalnych albumach swoistą pułapką jest nuda, tutaj mamy jednak do czynienia z czymś zróżnicowanym. Niklas potrafi budować napięcie, które przykuwa uwagę słuchacza zaaferowanego tym, co będzie działo się dalej. Mogło być tak, że wszystko zlałoby się w jedno, ale na szczęście daleko tej płycie do bycia miałką. Paschburg doskonale wie, czego oczekuje słuchacz, czego ma unikać, a czego dorzucić więcej. Przełamuje poszczególne kawałki tym i owym, nie skupia się tylko na pianinie, stara się przemycić jak najwięcej motywów elektronicznych, ale nie jest w tym wszystkim konformistą, bo charakter jego płyty jest przede wszystkim refleksyjny.

 

Co zatem chciał przekazać nam kompozytor? Z pewnością jego celem było uświadomienie słuchacza, jaki wpływ miało na niego przebywanie nad morzem. Znajdują się tu utwory ogarnięte ambientowymi przestrzeniami, które swoje dopełnienie znalazły w field recordingu, choć nie jest on tu tak dosłowny. Zainspirowany naturą Paschburg, swoimi miniaturami potrafi wywołać w głowie konkretne, malownicze obrazy. Przy pomocy zredukowanych środków sprawia, że nasze myśli wędrują gdzieś w odosobnione miejsce, gdzie bez krztyny skrępowania można wpatrywać się w nieboskłon. Chwilami może się wydawać, że jest dość pretensjonalnie, ale takie momenty szybko zostają odciążone przez dyskretną rytmikę. Są też kawałki, gdzie syntezatory i motywy perkusyjne zostają porzucone na rzecz osamotnionego pianina. Jednak - co ciekawe - większość kompozycji na albumie ma piosenkową, popową strukturę, mimo że wszelkie tekstury są ambientowe. "Oceanic" to przede wszystkim ciepłe tony, gdzie nostalgia łączy się z dynamiką. Mieszają się tu też intymność i przestrzeń, niby dwa wykluczające się pojęcia, a jednak kiedy zestawimy je ze sobą mamy idealny opis tego, co stworzył muzyk na swoim debiucie.

 

Pierwsze wrażenie Niklasa, tuż po przyjeździe nad morze, zostało zapisane pod postacią utworu "Spark". W porównaniu z innymi kawałkami na płycie, dzieje się w nim wiele. Większość kompozycji jest bowiem poprowadzona dość oszczędnie, skupiając się na konkretnej emocji. I tak na przykład "Journey Among Worlds" (które swoją drogą znaliśmy już z EP-ki z 2016 roku, tyle że z niemieckim tytułem "Tuur Mang Welten") jest melancholijne, "Sonar" to czysty smutek, natomiast zamykające album "Appear" potrafi ożywić. "Oceanic" jawi się więc jako metafora morza - spokojnego i wpędzającego w zadumę, ale i mocnego, porywczego żywiołu, który robi, co chce. Niklas natomiast póki co nie robi jeszcze wszystkiego, co chce, ale mam nadzieję, że w ciągu kilku lat jego potencjał znajdzie odzwierciedlenie w wydawnictwie, o którym będziemy pamiętali długie lata.

 

Jeśli szukacie wytchnienia, spokoju i ciepła - zapraszam nad morze z panem Paschburgiem, który niewątpliwie ujął wszystko to, co w tym miejscu jest najważniejsze. Szum fal, lekki wiatr, przyjemny piasek pod stopami, przemieszczające się chmury nad horyzontem... Autor pozostawia tutaj wiele przestrzeni na własne myśli, a to bardzo dużo w dobie muzyki, w której tani hook goni kolejny drop. Wprawdzie o żadnej rewolucji nie ma tu mowy, ale jest to interesujący przykład muzyki ilustracyjnej z kinowym zacięciem oraz dobry podkład pod medytację.


7K!/2018


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce