Od razu dodam, że potencjał nie do końca wykorzystany, bo obok kawałków angażujących pojawiają się takie, które można by uznać za dzisiejszy standard gitarowego eksperymentowania, jaki wszyscy już dziesiątki razy słyszeliśmy na wielu krążkach wydanych nakładem Instant Classic. Taki jest początek - utwór "Mutual Dreaming I" i chociaż zawsze trafiały do mnie długie, niespiesznie rozwijające się utwory z instrumentalną improwizacją budowaną wokół hipnotycznej iteracji krótkiego motywu przewodniego, to przez ostatnie dwa-trzy lata tak wiele zespołów sięgało po podobne rozwiązanie, że trudno nie odczuć znużenia.
Na szczęście "Wedding" to zwrot w zupełnie innym, hałaśliwym w dość nietypowy sposób kierunku. Gitara elektryczna pojękuje i trzeszczy raz kojarząc się z noisem, kiedy indziej z post-hardcorem, ale jeżeli pozwolicie głośnikom wytoczyć odpowiednią ilość decybeli, okaże się, że to drugie wiosło, basowe sieje największe spustoszenie. Dudnienie jest potężne i klarowne zarazem, jest młotem, który wbija słuchacza w siedzenie i taka Katie Caulfield potrafi zaintrygować, przemówić może nie tyle własnym językiem, co unikalną poetykę stworzoną z już istniejących elementów.
Najlepszy moment albumu to kolejny utwór - "Balloon", gdzie machinę zniszczenia dodatkowo napędzają niemalże bolesne, a jednak doskonale tutaj pasujące uderzenia w otwarty hi-hat, a także rozpaczliwe zawodzenie wokalisty ukrywającego się pod pseudonimem Katie Hurdles. Ten garażowy jazgot z powodzeniem mógłby zasilić katalog wytwórni Dischord Records z połowy lat 90. Niestety "Wzajemność" oraz "Mutual Dreaming II" to blisko dwudziestopięciominutowy powrót w rewiry, gdzie każdy nowy gość z miejsca skazany jest na porównania do Lotto czy Lonker See i przewrotnie to właśnie w bardziej otwartych formach muzycy Katie Caulfield zdają się mieć najmniej do powiedzenia.
Tytułowe "wspólne śnienie" w połowie przypomina szaloną kręgielnię z "The Big Lebowski", gdzie buty podaje Saddam Hussein, a w drugiej połowie jest Matrixem, który potrafi sprawić przyjemność, o ile nie myślimy o jego przewidywalności i powtarzalności. Na pewno jednak warto przynajmniej uciąć sobie drzemkę z Katie Caulfield, bo być może to wstęp do znacznie ciekawszych, przyszłych snów.
Music is the Weapon/2018