Obraz artykułu Rich Brian - "Amen"

Rich Brian - "Amen"

57%

Brian Imanuel, osiemnastolatek o indonezyjsko-chińskich korzeniach, wdarł się do hip-hopowego świata szturmem i przyznam, że uległem hype'owi - odliczałem dni do premiery jego debiutanckiego albumu, a do pierwszego odsłuchu przystąpiłem minutę po północy, kiedy tylko trafił na Spotify. Niestety okazało się, że presja była zbyt duża, "Amen" nie udźwignęło pokładanych w nim nadziei, aczkolwiek jest bardzo ważnym zjawiskiem społeczno-kulturowym.

Największym błędem, popełnionym tuż przed premierą "Amen", była przemiana Richa Chiggi w Richa Briana. Chigga wyśrubował kilka znakomitych wyników w sieci, między innymi ponad czterdzieści sześć milionów wyświetleń klipu do "Glow Like Dat", więc zmiana "marki" wyglądała raczej na młodzieńczy bunt albo strach przed oskarżeniami o rasizm ("Ch" wzięło się od "China", "-igga"... chyba nie trzeba tłumaczyć skąd) niż na przemyślaną decyzję. Album miał być sygnowany jako "Brian", ale najwyraźniej włodarze wytwórni 88rising próbowali znaleźć kompromis i stanęło na fatalnym "Rich Brian".

 

Nie ma sensu zaklinać rzeczywistości i udawać, że raper z Atlanty albo z Compton miałby podobną siłę przebicia z identycznym repertuarem. Brian to sztandarowa postać wytwórni 88rising, która na kartach historii muzyki zapisze się jako najskuteczniejszy propagator hip-hopu z Dalekiego Wschodu (w zeszłym roku pisałem o ich podopiecznych z Chin - Higher Brothers), i ciężko udawać, że pochodzenie nie ma tu żadnego znaczenia. Egzotyczność, dziwność, a w przypadku Briana także specyficzny, nawiązujący do lat 90. styl ubierania się przykuwają uwagę na tle obrastającego coraz grubszą warstwą wtórności hip-hopu. Cała ta otoczka podsyca ciekawość, ale jeżeli o niej zapomnimy, zostanie co najwyżej przyzwoity materiał.

 

W "Cold" Brian z dumą oznajmia, że nie stosuje triolowego flowu, bo nie jest jednym z Migos, co tak naprawdę stanowi innego rodzaju komunikat - "nie podążam za trendami". Chwała mu za to i bez dwóch zdań dobrze słyszeć, że wciąż można inaczej i to nie tylko w najniższych kręgach podziemnego rapu. Zamiast tego dostajemy w skrajnym stopniu monotonny, wyprany z emocji flow, który niekiedy przypomina nauczonego mowy bota, a kiedy indziej doskonale pasuje do skromnych, hipnotyzujących podkładów. Zdecydowanie wyróżnia się "Occupied" z syntetycznym "ksylofonem" żywcem wyciągniętym ze ścieżki dźwiękowej do jakiegoś zapomnianego horroru klasy B z lat 80. Na takim podkładzie Brian rozkwita, pokazuje, że stać go na znacznie więcej, o ile wpadnie na dobry pomysł. Inne mocne momenty to "Tresspass", gdzie nawet trapowe "werble" nie brzmią aż tak wtórnie, jak po kilku latach agresywnej eksploatacji przez co drugiego producenta brzmieć powinny, czy "Enemies" obdarzone najbardziej wpadającą w ucho melodią na całym krążku.

 

Inwencji nie starczyło na czternaście kawałków, większość brzmi jak kopie samych siebie, a w dodatku nierzadko odstręczają marnym rymami, ale kto potrafił świetnie pisać w wieku osiemnastu lat, niech pierwszy rzuci kamieniem... Ukrytą siłą Briana jest natomiast przemawianie w imieniu grupy, która głos dostaje rzadko. "Amen" jest dla rapu tym, czym w superbohaterskim filmie są "Czarna Pantera" albo "Wonder Woman" - przełamaniem stereotypu, dowodem na to, że nie trzeba podążać utartym szlakiem, by osiągnąć sukces i jako zjawisko postrzegane w ten sposób ma ogromną wartość.


88rising/2018


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce