Obraz artykułu Jakub Lemiszewski - "Bubblegum New Age"

Jakub Lemiszewski - "Bubblegum New Age"

80%

Ktoś, kto mówi, że juke i black metal są ze sobą blisko spokrewnione musi być freakiem. Tym jegomościem jest Jakub Lemiszewski, który po raz kolejny pokazuje, że można inaczej. Jakim gatunkiem muzycznym by się nie posługiwał, zawsze będzie to osobliwe odejście od pewnych rozwiązań. Muzyk tworzy uniwersum, które zadziwi każdego. Jego twórczość w zespołach Sierść, Złota Jesień, Social Cream, Bambong, Graveyard Drug Party, Gołębie i Duel Top to istny kocioł. A gdy dołożymy do tego twórczość solową... robi się nieco surrealistycznie.

Odrzućmy jednak działania w grupie. Lemisz na swoich samodzielnych wydawnictwach kręci się wokół muzyki elektronicznej. Muzyki kompletnie odjechanej. I pisząc "odjechanej", nie mam na myśli muzyki genialnej, a taką, która bardzo kontrastuje z tym, co funduje nam większość elektronicznych labeli. Upodobania tego postrzeleńca, sięgając daleko poza zwykłe, słuchalne dźwięki.

 

Nigdy nie rozważałam jego muzyki jako czegoś, co można słuchać w nieskończoność. To raczej coś na chwilę, inspiracja, zachwyt, ulotność, ciekawostka (chociaż w swoim dorobku ma sporo pozycji tanecznych). Wszystko to zawsze jest jakby niedokończone, lekko surowe i w tym chyba tkwi siła Lemiszewskiego. Lubię te pozawijane motywy, poskręcane z różnych części. Oczywiście wszystko w nadmiarze. To tak, jakby urwać lalce ręce, wkomponować je w klocki lego, wyplutą czekoladę i przenieść wszystko do piaskownicy. Widok zapewne częsty podczas dziecięcych zabaw, ale dość groteskowy dla osoby dorosłej. Każdy ma jednak w sobie dziecko, które momentami czuje potrzebę upaprania swojej buzi czekoladą. Na podobnej zasadzie fajnie jest czasami zetrzeć się z twórczością Lemisza.

 

Jest on jednym z członków Polish Juke, a co za tym idzie - trudni się głównie footworkiem, tak więc na jego poprzednich wydawnictwach mamy rozmaite wariacje na ten temat. Choć na pierwszej "płycie" ("30 minut") zajął się plądrofonią, to później mamy dość tanecznego i melodyjnego "Hermesa"; a następnie dostaliśmy "Mixtape", który był pewnego rodzaju zapisem postępów autora. Na "Daaamn" Lemisz poczuł się całkiem pewnie w formie footworkowej, co kontynuował na ubiegłorocznym "2017 [nielegalu]", ale na tym krążku poszło to już w bardziej abstrakcyjne rejony. W międzyczasie, a nawet wcześniej, powstawał album "Bubblegum New Age", który ma zawierać - jak sam mówi - utwory o zdecydowanie bardziej syntezatorowo-kwasowym brzmieniu.

 

Jak jest naprawdę? Tym razem jest jeszcze mniej przystępnie, ale jeśli już się w to wdepnie, ciężko się oderwać. Muzyk ciągle nie daje się ujarzmić gatunkowemu szufladkowaniu, ma dystans do wszelkich stylistyk i do samego siebie. Łatwo przychodzi mu przełamywanie kompozycji, które rządzą się swoimi prawami. Czasami jest brutalnie. Zostajemy zasypani arpeggiami, wszystko pulsuje do granic cierpliwości. Mamy stosy tekstur podszytych ambientem, ale i industrialem. Niektóre z utworów są niemal ekstatyczne, co może niektórym kojarzyć się ze stylistyką bubblegum. Lemisz rozbudował jednak wszystko tak, że momentami aż się wylewa, co mogłoby prowadzić nas aż do hipnotycznej muzyki new age, gdyby nie ten footwork, który tak sumiennie jest tu dekonstruowany. Wszystko to może przytłaczać. Nie jest to bowiem muzyka tła, nie bardzo nada się też do tańca. Wszelkie transowe momenty przełamane są motywami perkusyjnymi, które w przeciwieństwie do poprzednich albumów, nie występują tu w kluczowej roli, a takową odgrywać tu może pewien kosmiczny moduł.

 

Chodzenie tymi tropami powinno służyć podkreśleniu jakichś kontekstów, jednak w tym wypadku na nic się to zda. Jakby autor bawił się z nami, rzucał poszczególne symbole utworów, brodził z nimi w kompletnie innych stylistykach niż te przypisane tytułom, nazwał płytę tak, a nie inaczej, dodając do tego singiel z dwoma dodatkowymi, nieco odbiegającymi od płyty, utworami. Rozchwiane odjazdy Lemiszewskiego to taki muzyczny werbalizm, a przy tym uderzenie w stronę natłoku informacji. Bo jego muzyka może być też ciekawą metaforą społeczeństwa informacyjnego właśnie. I teraz pytanie brzmi: wizjonerstwo? Czy może Lemisz jest fałszywym prorokiem, który bawi się muzyką tworząc ekshibicjonistyczny kolaż jedynie na własny użytek?

 

"Bubblegum New Age" nie jest dla wszystkich. Na pewno nie łatwo będzie z nim dotrzeć do ludzi, ale kiedy już się tak stanie, Lemiszewski może czuć się dumny. I zdaje się, że takie awangardowe podejście do tworzenia nigdy nie wejdzie na salony, może nadal będzie tylko "muzyką dla koneserów", ale jest to jedna z najbardziej oryginalnych rzeczy, jakie ostatnio słyszałam, która wymyka się wszelkim paradygmatom i zmusza do podważenia swoich dotychczasowych obserwacji muzycznych.


Trzy Szóstki/2018


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce