Obraz artykułu Noorvik - "Noorvik"

Noorvik - "Noorvik"

80%

Być może jestem monotematyczny, a być może prawdziwy trend. Dość powiedzieć, że w ostatnich miesiącach myśląc o dobrym, kompleksowo rozumianym post-rocku, myślę o zespołach niemieckich. Zaczynając od Magma Waves i ich znakomitego debiutu "...and Who Will Wake Care of You Now” przez MMTH i ich "Paternoster", dochodzę do tej zimy i pierwszego krążka fanów instrumentalnego grania z Kolonii - Noorvik. Być może ciężkie, nieoszlifowane gitary leżą w naturze niemieckich artystów. A może to wyjątkowo przyjemny przypadek.

Noorvik to zespół młody. Kwartet składający się z Hennesa, Jo, Dominika i Arnda powstał bowiem w 2016 roku i następną zimę spędził na, jak sami piszą, łączeniu swawolnych, łagodnych melodii z rockowymi riffami i dającymi czadu metalowymi fragmentami. Kolejnej, tej zimy wyszedł ich debiut i trzeba przyznać, że być może dość ekstrawaganckie połączenie przyniosło znakomity rezultat. Płyta jest na tyle melodyjna, że można do niej nawet tańczyć i na tyle drapieżna, że powinna zachwycić każdego fana post-rocka.

 

Tę surową część wytropić można choćby w nazwie. Noorvik to miejscowość na dalekiej północy Alaski zamieszkała przez rdzenną ludność alaskańskich Innuitów (dziewięćdziesiąt procent z niecałych siedmiuset miejscowych), położona nad rzeką Kobuk. Surowy klimat, mróz, sztormy. Czy jest jakaś bardziej post-rockowa inspiracja? Z resztą na nazwie zespołu alaskańskie motywy się nie kończą - jeden z utworów nazywa się właśnie "Kobuk", a reszta hołduje różnym górom i łańcuchom górskim regionu. Łatwo obstawiać, że i znakomita grafika na okładce którąś z nich pokazuje. Zresztą nie ma się co dziwić - trudy podporządkowywania sobie natury Dalekiej Północy same wołają o post-rockowe tributy. Jeśli hymn Alaski nie jest zagrany na agresywne gitary i nastrojową perkusję, to jest to nieporozumienie.

 

Ta płyta jest trochę jak pogoda w górach. Potrafi być piękna, potrafi być niebezpieczna i zawsze jest zmienna. Próżno na niej szukać utworów składających się tylko i wyłącznie z dźwięków doprowadzanych do ostateczności gitar. Wręcz przeciwnie - bardzo ostre, post-metalowe fragmenty, takie jak gwałtowna zmiana klimatu w samym środku utworu "Malaspina" są raczej rzadkością. Częściej słyszymy pląsające gitary, które starannie wygrywają melodie niczym misternie odwzorowywane struktury śniegowych płatków. Dopiero gdy ich piękno wybrzmi do końca, są one dekonstruowane za pomocą agresji gitarowej ściany dźwięków - tak samo, jak kolejny delikatny płatek śniegu doprowadza w końcu do niszczycielskiej, zabierającej życia lawiny. Dzięki temu właśnie ten hałaśliwy efekt robi takie wrażenie.

 

Czysto instrumentalna, oczywiście - kończą z dumą opis swojej muzyki Niemcy. Faktycznie, cała gama uczuć - od piękna i spokoju przez napięcie i poczucie zagrożenia aż po śnieżne burze agresji - skonstruowane są jedynie za pomocą gitar, basu i perkusji. W dodatku te wszystkie stany mają miejsce w obrębie jednego utworu. Jedynym wyjątkiem jest pojawiające się w spokojniejszej części "Chugach" wplecione nagranie z - jak myślę - programu telewizyjnego. Oczywiście o Alasce.

 

Noorvik to pozycja obowiązkowa dla każdego fana instrumentalnego, gitarowego post-rocka ze sporą nutą czerpanej z natury surowości i zadziorności. Nie ma tu zbytecznej elektroniki czy innych przeszkadzajek i można skupić się na finezji, z jaką muzycy prowadzą swoje kompozycje - od melodyjnych riffów po przytłaczające ściany dźwięku.


wydanie własne/2018


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce