Działam prawie jak Tiara Przydziału z książek. I tak dom Jesus And Mary Chain to shoegaze na granicy z post-punkiem, dom Slowdive dryfuje bardzo blisko delikatniejszej wersji dream-popu. I jest jeszcze ten trzeci, zanurzony w różowej mgle absurdalnego hałasu dom My Bloody Valentine. Z pewnością do niego właśnie należy niemiecka formacja The Autumn Sighs, jednak zamiast różu, na swojej nowej EP-ce postawili na zieleń.
Muzycy z Zagłębia Ruhry nie marnują czasu i od razu pokazują, skąd czerpią inspiracje. Już sama okładka - zniekształcona grafika utrzymana w jednolitej barwie - nasuwa skojarzenia z kultowym "Loveless". Krótkie studium ich profilu wyjawia muzyczne wzory - MBV, Lush, Slowdive, ale też The Beatles czy Beach Boys. I w końcu nazwa projektu. Czy istnieje bardziej nostalgiczna pora roku od jesieni? Czy istnieje bardziej nostalgiczna czynność od westchnienia? Takie combo zwiastuje prawdziwy atak melancholijnego hałasu.
Kto miał kiedykolwiek szczęście uczestniczyć w koncercie MBV, ten wie, co znaczy hałas. TAS też wiedzą i powoli nas weń wprowadzają. Płyta, która powstała z inspiracji DreamsNeverEndRecord i znajduje się w ich ofercie jako winyl, zaczyna się od intra - mieszanki gitarowych pląsów, kobiecego wokalu - tym razem jeszcze tylko nucącego coś pod nosem, czających się w tle gitarowych przesterów. Drugi utwór, tytułowy "Green", pokazuje jak ważny dla zespołu jest wokal Kathy (bo znamy tylko imiona muzyków). Łagodny i wylewający się poza wersy tekstów, tworzy tak potrzebną temu gatunkowi delikatną przeciwwagę dla głośnych gitar. Osobiście uważam, że jest mniej eteryczny w brzmieniu a bardziej... powiedziałbym słodki. Znakomicie się go słucha, zarówno, gdy funkcjonuje jako roztapiające serca tła, jak i główny wokal, który ma za zadanie nadawać tonu melodii.
Kolejną charakterystyczną cechą shoegaze'u spod znaku MBV jest zamiłowanie do, być może nieco kiczowatego, uwielbienia dla procesu zakochiwania się w drugiej osobie - miłości, chociaż może bardziej zauroczenia. Oczywiście to o tym są kolejne kawałki - "She's His" i "Adorable" - ale nie chodzi tylko o tytuły i teksty. Także, a może przede wszystkim, chodzi o gitarowe ściany dźwięku rodzące się w czasie tych utworów tak, jak w czasie zakochiwania rodzi się potężna fala emocji. Tak, jak emocje właśnie, głośne przesterowane gitary przelewają się, akompaniując łzawemu wokalowi. W "Adorable" gitary stają się jeszcze bardziej drapieżne i surowe, przykuwając w ten sposób do siebie uwagę słuchaczy. Prawdziwie epicko hałaśliwe jest jednak zakończenie EP-ki. "Three" rozwija się długo, ale nagradza zainteresowanych symfonią gitarowego noise'u poprzetykaną zaśpiewami wokalistki. To taki finał, który mógłby nigdy się nie skończyć, a wciąż miałby swoich wiernych fanów.
Nie da się temu zaprzeczyć - "Green" Niemców z The Autumn Sigh to klasyczny shoegaze, który stawia na gitarowe ściany dźwięku i łagodny kobiecy wokal w tle. Nie tylko nie ma w tym niczego złego, jestem wręcz fanem tak pojętego shoegaze'u. Zresztą sam zespół opisuje się jako miłośnicy "klasycznego" oblicza gatunku. Chyba nie mylę się, porównując go do My Bloody Valentine, chociaż jest być może bardziej melodyjny. Atmosferę zespoły kreują podobną - mieszaninę oszołomienia uczuciami i nostalgią za czasami, gdy w taki stan się wpadało. A wiadomo - jesienią smakuje ona najlepiej.
DreamsNeverEndRecords/2017