Jeżeli darkjazz jest gatunkiem muzycznym (czy choćby podgatunkiem jazzu), to bardzo skromnym, bo można zaliczyć do niego dosłownie garstkę zespołów. Jeżeli natomiast nie jest gatunkiem muzycznym, to trudno znaleźć dla tej twórczości jakąkolwiek inną, równie adekwatną nazwę. Jason Köhnen postanowił dodatkowo utrudnić sytuację, bo jego nowy projekt poszerza definicję nurtu czy może nawet uniemożliwia jej sformułowanie.
Köhnen nie jest postacią przypadkową, to właśnie dzięki niemu i zespołowi The Kilimanjaro Darkjazz Ensemble, który założył w 2000 roku, zaczęto mówić o zjawisku mrocznego jazzu, więc uchodzi za eksperta i autorytet w tej dziedzinie. Jako człowiek wielu pasji (odbiorcy ekstremalnej muzyki klubowej znają go lepiej pod pseudonimem Bong-Ra) nie potrafi jednak domknąć ram, w jakich darkjazz mógłby się zmieścić i chwała mu za to, bo choć stagnacja sama w sobie nie zawsze jest zła (za przykład niech posłużą Motörhead albo The Cure), to wytyczanie nowych ścieżek w pozornie dokładnie opisanej, ograniczonej rzeczywistości stanowi wartość na wagę złota. Dzisiaj trudno tego dokonać w inny sposób niż poprzez łączenie odmiennych stylistyk, a w przypadku "Noirabesque" mamy do czynienia z inspiracją egzotyczną, która stopniowo rozmywa się zgodnie z dramaturgiczną koncepcją rozpisaną nie na poszczególne utwory, lecz na cały album.
"Salem" wprowadza słuchaczy do dziwnego świata "Noirabesque" intrygującym crescendo, które ujawnia kolejne składniki brzmienia The Thing With Five Eyes. Szum, odgłosy skrzypiec, wiolonczeli, elektroniczne zniekształcenia, głos błyskawicznie przywołujący skojarzenia z północną Afryką, wyraziste uderzenie basu, uderzenia w klawiaturę okiełznujące chaos subtelną melodią - każdy z tym elementów będzie powracać wielokrotnie, ale nigdy w identycznej konfiguracji. "Alma" podejmuje etniczne wątki głównie za sprawą znakomitej wokalistki o algiersko-francuskich korzeniach, Leili Bounous i fascynacji muzyką chaabi, której akustyczny rozmach jest tu wprawdzie samplowany, a nastrój odpowiednio przygaszony, niemniej odniesienia do world music są w tym przypadku silniejsze od związków z jazzem.
W "Hedra", najbardziej przebojowym utworze na albumie, ciężar wpływów zostaje subtelnie przeniesiony, głównie za sprawą wyraźniejszego rytmu perkusyjnego. W "Zigurhat" dochodzą do niego melancholijne zawodzenie trąbki oraz kontrabasowa partia bardzo wyraźnie przypominająca zachodnie tradycje muzyczne. Przemiana postępuje z kompozycji na kompozycję, zataczając coraz szersze kręgi. Pod koniec "Nakba" słyszymy już niemalże muzykę filmową, "Taurus" momentami odnajduje punkty wspólne z przygnębiającym repertuarem nowojorskiego kwartetu Tomasza Stańki, a w "Nehex" Köhnen daje upust pasji do eksperymentalnej, obudowanej masywnym basem elektroniki. Żadne z tych odchyleń nie jest jednak przesadzone, nie odbiera albumowi spójnego charakteru, a jedynie tu i ówdzie wzmacnia poszczególne smaczki, tworząc wrażenie ciągłej narracji, opowiadania historii o wyraźnym początku, rozwinięciu i zakończeniu.
Debiut The Thing With Five Eyes to podróż porównywalna z czytaniem pasjonującej książki, która z jednej strony gloryfikuje pokojowe kontrastowanie kultur na miarę prozy Juliusza Verne'a, z drugiej rozbudza zmysły i buduje napięcie niczym horrory Edgara Allana Poe. Dla księgi zatytułowanej "Darkjazz" jest to natomiast nowy rozdział pełen zwrotów akcji i zaskoczeń, który warto prześledzić dokładnie, bez korzystania z technik "szybkiego czytania".
Svart Lava Records/2018