Obraz artykułu John Lake - "#void"

John Lake - "#void"

87%

Trzydzieści dziewięć projektów - dokładnie tyle wystąpiło na festiwalu Soundrive w 2016 roku i któż by pomyślał, że obok Fat White Family czy Honne to właśnie śląski producent roztaczający swoją ponurą wizję w skromnej hali B64 okaże się jednym z najczęściej wychwalanych przez prasę. No cóż, ja bym pomyślał, bo album "Strange Gods" wciąż uważam za jedno z najciekawszych rodzimych wydawnictw elektronicznych.

Po pierwszym odsłuchaniu, "#void" zdaje się być kontynuacją materiału sprzed dwóch lat, ale przesłuchanie albumów jeden po drugim ujawnia błędność tego wrażenia, co spowodowane jest najprawdopodobniej tym, że w obydwu kaoss pad został wytypowany na narzędzie wiodące. Zmiana jest wyraźna przede wszystkim na poziomie dramaturgii. Na "Strange Gods" długie, zazwyczaj około dziesięciominutowe utwory, opowiadały własne, zamknięte historie. Czasami były to historie niepokojące ("Vitun Voimalla - Power of Cunt"), kiedy indziej uderzające tanecznym potencjałem ("Damballah the Sky Father"), ale zawsze spójne jako zbiór i spisujące się równie dobrze jako samodzielne utwory. Z kolei ścieżki na "#void" zdają się mieć wyraźniejszy związek przyczynowo-skutkowy, budują napięcie, które oddziałuje najsilniej, gdy całe trzydzieści pięć minut wysłuchuje się od deski do deski.

 

Najwyraźniejszą zmianą w brzmieniu jest minimalizacja szumów i innego rodzaju zakłóceń. Na "#void" dźwięki wybrzmiewają długo, a w dodatku zauważalnie rzadziej nakładają się na siebie niż na poprzednim wydawnictwie. Mają też słabsze tendencje do łączenia się w regularne rytmy, co objawia się dwoma rodzajami zmagań. W pierwszym przypadku (na przykład "#drop") sprawiają wrażenie jakby chciały zespolić się w coś bardziej chwytliwego, ale jakaś wewnętrzna siła odpycha je i szatkuje w eksperymentalne formy. W drugim przypadku (na przykład "#worthless#trash#junk") rytm istnieje, ale zostaje stopniowo rozszarpywany przez odgłosy tak dziwaczne, że o ich źródło można podejrzewać nie Johna Lake'a, a awarię własnych głośników. W tych momentach "#void" zaczyna przypominać rytmiczny noise spod znaku chociażby Wieloryba, niemniej to wciąż unikalny, bardzo charakterystyczny język.

 

Podejrzewam, że nieprzypadkowo te dwa zjawiska nie przeplatają się, lecz występują po sobie, co dzięki stopniowaniu zamiast kontrastowania, stwarza wrażenie narastającego napięcia. Łukasz Dziedzic (czyli John Lake) już wcześniej udowadniał, że potrafi za pomocą muzyki uzewnętrzniać emocje, a połączenie wszystkich elementów, jakie dotąd wymieniłem daje się zinterpretować jako muzyczna manifestacja coraz silniejszego gniewu. Nie chcę chwytać się banału i pisać o "dojrzałym materiale", ale na pewno "#void" ma do zaoferowania największą różnorodność spośród trzech dotychczasowych albumów Lake'a, a przy okazji jest doskonałym dowodem na to, że komunikat nadany bez użycia słów może być czytelny.


Galeria Szara Records & Mik Musik/2017


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce