Holy Hum to projekt zrzeszający wielu artystów, ale jego założycielem, mózgiem i motorem napędowym jest Andrew Lee, artysta z Kanady. Bardziej artysta niż muzyk, bo znany jest z wystawiania swoich instalacji w muzeach na całym świecie. Holy Hum również jest narzędziem w jego artystycznych rękach. Poza faktem, że występował z nim w tak egzotycznych miejscach, jak centrum handlowe albo w tak egzotyczny sposób, jak używając jedynie spisanych na straty organów, projekt odzwierciedla pewną filozofię, zgodnie z którą muzyka przynależy do części umysłu myślącej o niej w mocno abstrakcyjny sposób i dopiero wykonywana nabiera realności. Podobnie jak sztuka wizualna.
To powiedziawszy, trzeba dodać, że Lee potrafi odnaleźć się zarówno w abstrakcyjnej, jak i bardziej konwencjonalnej muzyce. Zanim światło dzienne ujrzało jego opus magnum, czyli płyta "All of My Bodies", Kanadyjczyk wypuścił trzy aneksy ("Appendix" A, B i C), a w zasadzie przedmowy złożone z długich minut ambientowych pasaży. Wydaje się, że był to niezły wstęp, bo mimo że na "All Of My Bodies" znajduje się ostatecznie bardziej tradycyjna muzyka, nie jest ona dokładnie tym, czym się wydaje.
Płytę otwierają rozległe, syntetyczne pasaże, jakby stanowiące płynne przejście z aneksów, ale szybko dołącza do nich poważny, skupiony wokal Lee. To początek, który jest niczym metafizyczne zderzenie ze ścianą, bo artysta zaczyna płytę od bardzo osobistego przeżycia, jakim była śmierć ojca. Utwór jest swoistym uhonorowaniem bliskiej osoby, ale trudno nie podejść do tego w bardziej uniwersalny sposób. Jak mówi muzyk: Nikt nie doświadczył śmierci tak, by przeżyć i móc pomóc ją zrozumieć żyjącym. A tymczasem Lee musiał się z tym zmierzyć tak, by ułatwić swojemu umierającemu ojcu zaakceptowanie nadchodzącego końca. Doświadczanie przemijania własnego i przemijania rodziców to dwie najtrudniejsze rzeczy, z którymi każdy musi się zmierzyć.
W utworze pojawia się też tytuł płyty, który jest bardzo tajemniczą frazą. Sam Lee przywołuje kilka możliwych interpretacji, które skupiają się na odrealnieniu związku ducha z ciałem, ciałem jedynie przeszkadzającym w osiągnięciu transcendencji, a jednocześnie tak wrażliwym na chorobę i śmierć. Wszystkie moje ciała to również metafora obejmująca przeróżne przeżycia, które zmieniają w czasie naszej egzystencji nie tylko duszę, ale również fizyczność.
Holy Hum to w pewnym sensie konglomerat niezwykłych artystów, bo Lee towarzyszą takie osobowości, jak Angela Seo (Xiu Xiu) na pianinie i śpiewająca Kathryn Calder (The New Pornographers) we "Flower in the Snow", inna wokalistka - Allyson Foster (współpracująca z Mt. Eerie) w "White Buzz" i wiele innych.
Tak się składa, że dwa wymienione utwory są dla mnie najjaśniejszymi momentami tej bardzo równej, głęboko przemyślanej płyty. "Flower in the Sun" urzeka nastrojem i melodią. Poza tym nie sposób nie zauważyć nagłej zmiany między poprzednimi, elektronicznymi kawałkami a tym, przebogatym w żywe instrumenty utworem - oprócz pianina i gitar, pojawiają się tu też flet i wiolonczela. "White Buzz" to z kolei prawdziwe dzieło sztuki. Jest zarówno w dużym stopniu eksperymentalne, jak i bardzo nośne, pełne ponurej, depresyjnej atmosfery, bo wracamy do szpitala, gdzie syn opłakuje swojego ojca. Poza melancholijnym tekstem i fenomenalnymi chórkami, Lee przemyca innego rodzaju hołd dla swojego rodziciela, otóż stara się śpiewać w operowy sposób, jak ojciec, artysta operowy.
"All of My Bodies" to płyta do bólu osobista, ale jednocześnie pełna pewnego rodzaju ciepłego zrozumienia. Słuchacz ma wrażenie, że istnienie kogoś, kto tyle przeżył ułatwi mu każdą trudną sytuację w życiu. Tak jakby śpiewał, że jest człowiekiem i żadne ludzkie cierpienie nie jest mu obce. I robi to w tak elegancki sposób, jak nazwa projektu - "święty szum" to dźwięk szpitalnej aparatury, której misją jest podtrzymywanie życia.
Andrew Yong Hoon Lee/2017