Album z 2013 roku porażał wściekłością, hałaśliwością oraz wszczepianiem ich w niebanalne kompozytorskie pomysły, dzięki czemu ani punk rockowa, ani noise'owa łatka nie mogła na dłużej przylgnąć do żadnego z utworów. Na drugi krążek trzeba było czekać aż cztery lata, a kiedy już się pojawił, miałem obawy, czy jeżeli Francesco Mariani z zespołem sięgną po te same środki ekspresji, uda im się przywołać pierwotną świeżość. Na szczęście niemal natychmiast okazuje się, że Włosi nie zamierzają zjadać własnego ogona.
"Ice Skull" nie jest cichsze czy mniej drapieżne od starszych kawałków, a jednak wyraźnie słychać, że panowie odnaleźli przyjemność w chaosie uporządkowanym przez melodie. Nawet jeżeli stawiają przed nami potężne bloki składające się nie na ścianę, lecz na mur dźwięku, to za każdym razem przenika przez niego przesterowany, przytłumiony, niemal rozlatujący się, a jednak wyraźny element przebojowy. W "Jaws" skoczna partia gitary basowej gra niemalże obok harmidru generowanego przez głos i pozostałe instrumenty; "The Wizz" po oczyszczeniu z "szumów" mogłoby podbić stacje radiowe; z kolei w "Crystal Mind" można usłyszeć przyśpiewki bez wrzasków, a całość przypomina rozjuszone Turbonegro.
Dwa najciekawsze momenty to monumentalne zakończenie ("Onieut"), gdzie His Electro Blue Voice na chwilę wyłącza przestery, a na pierwszy plan wychodzi niemal krautrockowa, mechaniczna rytmizacja oraz "Scum Rat" dorównujące intensywnością znakomitemu "Spit Dirt", ale wykazujące znacznie większą pomysłowość. Mamy koniec listopada, więc mogę bez wyolbrzymiania napisać, że to jedne z najlepszych dźwięków, jakie w 2017 roku usłyszałem i choćby dla tego jednego utworu warto sięgnąć po "Mental Hoop".
Mariani nie popełnił błędu zapatrywania się na dobrze przyjęty debiutancki album, ale także błędu odcinania się od niego w każdy możliwy sposób. Skomponował materiał progresywny, a jednocześnie pozostający wiarygodną kontynuacją obranego na samym początku kierunku. Lepiej nie można było tego rozegrać i mam nadzieję, że kolejny przejaw jego fantazji poznamy jeszcze w tej dekadzie.
Maple Death/2017