Dobrze, że warszawsko-trójmiejski Jad zdecydował się na debiut w takiej formie, aczkolwiek pod nową nazwą kryją się znajome twarze. Calm the Fire, The Stubs i Government Flu - z połączenia sił twórców tych trzech grup powstało nowe z perspektywy daty założenia i stare z perspektywy brzmienia przedsięwzięcie, które udowadnia dwie kwestie. Po pierwsze współczesny punk rock w języku polskim nie musi brzmieć jak teksty piosenek disco polo przeplecione wulgaryzmami i prostymi riffami/bitami; po drugie nie trzeba mieć w pierwszym akapicie biografii wzmianki o występie na festiwalu w Jarocinie (oczywiście w latach 80.), by wzniecać wiarygodny bunt.
Nie widzę przyszłości, przed nami gęsta mgła - wykrzykuje Pacior w "Niewolnikach naiwności", co jest dokładnie tym samym nawoływaniem, którym Sex Pistols dali rozpęd europejskiemu punk rockowi w "God Save the Queen". Motyw "no future" to immanentny element gatunku, ale w ostatnich latach przypominał bardziej slogan z koszulki sprzedawanej w sieciówce niż hasło, w które faktycznie ktoś by wierzył. Siła Jadu tkwi właśnie w szczerości nadawanych komunikatów, a już na poprzednim wydawnictwie Calm the Fire (splicie z The Dead Goats) Pacior udowodnił, że potrafi napisać prosty i dosadny tekst w ojczystym języku, nie popadając w infantylność.
Żeby nie było jednak aż tak poważnie, na tej niespełna sześciominutowej demówce znalazło się miejsce także na teksty z drugiego bieguna polskiego punk rocka, który można podzielić w identyczny sposób, w jaki dzieli się dramat antyczny. Z jednej strony tragedia (o czym było przed chwilą), z drugiej komedia, tutaj zawarta w utworze "Samiec beta". Jestem samcem beta, przegram każdą z walk. Nie jestem wojownikiem, chce mi się spać. Jestem samcem beta, lubię porażki smak - tak jest, nie wszyscy musimy być bohaterami filmów Patryka Vegi. Usłyszenie Paciora w wydaniu przypominającym śląski Castet to najbardziej zaskakujący moment tego materiału i gdybym nie doświadczył tego na własnych uszach, pewnie nie uwierzyłbym, że może wypaść aż tak solidnie.
Istnieje już jeden zespół o nazwie Jad - w oparciu o wczesny punk rock wymyślili black metal i po dziś dzień pozostają wierni karkołomnemu graniu z pogranicza (najlepszy przykład to utwór "Punk's Not Dead" z 2011 roku). Polski Jad ma bardzo podobne preferencje i nawet jeżeli nazwa nie jest intencjonalnym nawiązaniem do Venom, w brzmieniu obydwu zespołów łatwo można doszukać się cech wspólnych. To bardzo archaiczne granie, ale przecież w muzyce nie chodzi o wyścigi na innowacyjność. Dla mnie autentyczna wściekłość tych pięciu utworów jest znacznie istotniejszą wartością.
wydanie własne/2017