Obraz artykułu Burning Sky - "Despair of the Damned"

Burning Sky - "Despair of the Damned"

70%

Kiedy ktoś wydaje dwa pełne albumy w krótkim odstępie czasu, można poczuć niepokój - może to sugerować, że ten późniejszy materiał został napisany "na kolanie" i nie otrzymał niezbędnych szlifów. Takie obawy pojawiły się po zapowiedzi "Despair of the Damned".

Od wydania poprzedniego albumu Burning Sky minął zaledwie rok. I był to rok, w którym zespół z południa kraju działał dość aktywny koncertowo, co tym bardziej mogło wzmagać obawy przed jakością tegorocznego wydawnictwa. Na szczęście już pierwsze zderzenie z tymi dwunastoma utworami rozwiało wątpliwości, co nie znaczy jednak, że "Despair of the Damned" jest wolny od mankamentów.

 

Największym autem, jak i problemem tegorocznego oblicza Burning Sky okazują się kompozycje. Ślązacy świetnie radzą sobie z łączeniem hardcore'u i death metalu, podchodzą do tego w inny sposób niż lwia część zespołów decydujących się na stopienie ze sobą tych dwóch gatunków. "Despair of the Damned" jest ich najbardziej metalowym dokonaniem, przy czym śmiercionośne inspiracje czerpią od bardziej smolistych i walcowatych przedstawicieli gatunku - zdecydowanie jest tutaj więcej z Incantation, niż chociażby z Deicide. To okazuje się strzałem w dziesiątkę - utwory mają morderczy ciężar, a podszycie ich hardcorem dodaje dodatkowej siły. Świetnie przeplatają się też walcowate zwolnienia z szybszymi partiami okraszonymi motoryką kojarzoną raczej z hardcorem. Obydwa elementy składowe zdają się być doskonale wyważone i łączone ze sobą ze świadomością, dzięki czemu Ślązacy nie tylko osiągają bardzo dobry efekt, ale także wyraźnie zaznaczają swój własny styl.

 

Przy tym wszystkim bolączką okazuje się przesadne skondensowanie. Trudno uciec od wrażenia, że chociaż każdy z numerów wypada świetnie, to jednocześnie kończy się, zanim zdąży rozkręcić. "Despair of the Damned" jest pełne doskonałych pomysłów i Burning Sky bardzo dobrze buduje napięcie, a jednocześnie zdaje się zbyt często ucinać temat, zanim osiągnie punkt kulminacyjny. Momentami czułem się tak, jakbym słuchał zwiastuna genialnej death/doomowej płyty, na którym zaprezentowano fragment każdego z utworów, a nie skończonego materiału. Zapewne podczas występów na żywo problem nie jest aż tak rażący, ale obcując z albumem, nie sposób uciec od poczucia, że zespół wskoczył na wyżyny swojego potencjału, by następnie wypuścić go z rąk.

 

Dodatkowym atutem "Despair of the Damned" jest produkcja. Ślązacy postawili na niskie, piwniczne brzmienie, charakterystyczne bardziej dla fińskiego death metalu niż nowojorskiego hardcore'u. Udało się uzyskać efekt, który potęguje zarówno ciężar, jak i mroczny klimat płyty, nie odejmując przy tym niczego z jej przejrzystości. Fenomenalnie wypadają również wokale Jakuba Jakubczaka. Produkcja została doskonale dopasowana do muzyki i pozwala wycisnąć z niej maksimum potencjału. Postawienie na brudny i bardziej podziemny charakter realizacji nagrań, zamiast coraz popularniejszego cyfrowo ugrzecznionego wydźwięku, wyszło zespołowi na dobre.

 

"Despair of the Damned" to wyraźny krok naprzód dla Burning Sky, a jednocześnie pozostawia uczucie niedosytu. Zespół położył podwaliny pod świetne utwory i mocno zaznacza swoją tożsamość, ale zbyt często brakuje rozwinięcia dobrych pomysłów. To zdecydowanie nie jest materiał przygotowywany pospiesznie i pozbawiony wykończenia, a jednak trudno wyzbyć się wrażenia, że Burning Sky wciąż ma duże pole do rozwoju.


Enigmatic Records/2024




Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce