Obraz artykułu Marksman - "Hawok"

Marksman - "Hawok"

70%

Były kiedyś czasy, gdy słowo "emo" nie kojarzyło się z My Chemical Romance i "Salą Samobójców", lecz z waszyngtońską sceną hardcore'ową, a zwłaszcza z zespołami pokroju Rites of Spring czy Embrace. Marksman dowodzi, że te czasy jeszcze się nie skończyły, po prostu Waszyngton zamieniono na Słupsk.

Najwyraźniejszą zmianą w porównaniu z wydanym trzy lata temu "Aweken" jest zwrot ku tekstom napisanym wyłącznie w języku polskim. Można by się zatem zastanawiać, co oznacza tytułowy "hawok". Z początku postawiłem na spolszczenie słowa "havoc" (czyli po angielsku "spustoszenie"), ale internet wskazał na inne tłumaczenie - "pocałunek" w języku cebuańskim. Śmiałą hipotezą byłoby założenie, że muzycy Marksman sięgnęli po mowę rdzennych mieszkańców Filipin i chociaż "pocałunek" pasowałby do charakterystyki tematów poruszanych przez zespoły emo, które zazwyczaj koncentrują się na obnażaniu osobistych przeżyć, zawartość "Hawok" bliższa jest hardcore punkowemu buntowi ubranemu w metafory, a nie w wulgaryzmy. To nie jest stereotypowe "fuck the system", Kuba Madajczyk deklaruje zamiast tego: Chcę krzyczeć, bo wolność przekonań zakuto w kajdany, używając klątw.

 

Album niespodziewanie otwierają szarpnięcia za struny gitary akustycznej, ale po czterdziestu sekundach utwór "Człowiek" staje się tym, czego moglibyśmy się po Marksman spodziewać - bezkompromisowym manifestem precyzyjnie ukierunkowanego gniewu. Powiedz, ile człowieka masz w sobie, a powiem ci, czy to nie kwestia twych urojeń - wrzeszczy Madajczyk, a jego głos brzmi tak szczerze i tak zadziornie, że aż trudno mu odmówić zrobienia sobie rachunku sumienia.

 

Z takim wokalistą łatwo ulec wrażeniu, że twórczość Marksman jest jednoznacznie agresywna, ale jeżeli spróbujecie wysłuchać kolejnego kawałka ("Pozory") skupieni wyłącznie na dźwiękach instrumentów, okaże się, że ani ciężar riffów, ani szybkość uderzeń w bębny i talerze nie są tu aż tak zawrotne. Pierwsze minuty to przede wszystkim popis sekcji rytmicznej - znakomicie wyeksponowanej partii gitary basowej i żwawej partii perkusyjnej, która nie próbuje jednak dogonić punk rockowych standardów. Gitara elektryczna (w składzie jest tylko jedna, co samo w sobie obniża ciężar) funkcjonuje przede wszystkim jako tło stworzone z wysokich dźwięków. Ten delikatny kontrast jest najciekawszą cechą słupskiej kapeli i nawet brutalnie rozpoczynające się "Vs." po kilku sekundach obiera dokładnie ten sam kierunek.

 

W Stanach Zjedncozonych emo/post-hardcore od kilku lat ponownie rosną w siłę, a grupy pokroju Touché Amoré czy The Saddest Landscape przyciągają coraz więcej słuchaczy. Marksman nawiązuje do tego trendu i byłoby nadużyciem przypisywanie mu brzmienia, jakiego dotąd byśmy nie słyszeli, niemniej błędnym założeniem jest nieustanne poszukanie oryginalności w muzyce. Znacznie ważniejsze są szczerość i zaangażowanie, a tego słupska kapela ma więcej od wielu podobnych grup, niezależnie od kraju pochodzenia.


wydanie własne/2017


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce