Obraz artykułu Sankō Sakusen - "End of Nothing"

Sankō Sakusen - "End of Nothing"

70%

Sankō sakusen to japońskie określenie na strategię spalonej ziemi, którą wykorzystywano podczas walk w Chinach w okresie drugiej wojny światowej. Ten rodzaj taktyki nastawiony był na całkowite wyniszczenie przeciwnika.

Przyjmując taką nazwę, nowy twór na rodzinnej scenie około-grindcore'owej zdaje się składać deklarację na temat niszczycielskiej siły swojej muzyki i chociaż na "End of Nothing" zawarto dużą dozę agresji i sporo muzycznych zaskoczeń, to nie jestem pewien, czy na tym etapie ekipa z Sosnowca osiągnęła poziom "całkowitej zagłady" swoich słuchaczy.

 

Sankō Sakusen potrafi zaskakiwać i wychodzić poza schematy. O ile jako bazę dla swojej twórczości zespół przyjął klasyczny grindcore, o tyle ilość dodatkowych naleciałości jest spora - od death metalu i hardcore'u po folkowe wstawki. Każda kompozycja jest na tyle odmienna od pozostałych, że EP-ka przypomina trochę składankę z udziałem różnych grup, a jednocześnie występuje wystarczająca liczba punktów wspólnych, by w żaden sposób to nie przeszkadzało. Podziwiam aż tak silne oderwanie od schematów i oczekiwań na rzecz tego urozmaicania materiału. W rezultacie powstało dziewięć utworów, do których chce się wracać, a każda z kompozycji broni się zarówno oddzielnie, jak i zespolone w całość.

 

Daje się zauważyć odpowiednio wysoki poziom warsztatowych umiejętności tworzących grupę muzyków. Na szczęście eksponowanych w sposób, który pozwala uwypuklić różnorodność utworów, a nie przypominający przechwałki. Głównym celem Sankō Sakusen jest muzyczna agresja i nie licząc paru nastrojowych wstawek (jak choćby fenomenalny wstęp do "Repitle's Dream"), udaje się to utrzymać. Ta rozpędzona kanonada dźwięków jest wściekła i bardzo niechętnie daje słuchaczowi chwilę wytchnienia, co w tej stylistyce pełni rolę kolejnej zalety.

 

W beczce miodu znajduje się jednak kilka łyżek dziegciu. Wiele partii wokalnych zdradza pewne niedociągnięcia - zdarzają się obok siebie momenty fenomenalne i momenty wypadające dość blado. Muzyka też robiłaby jeszcze większe wrażenie, gdyby otrzymała lepszą produkcję - "End of Nothing" zrealizowane jest bardzo przeciętnie. Często brzmi "sucho" i demówkowo, co stanowi główny mankament tego wydawnictwa.

 

Z tego powodu trudno uznać, że udało się osiągnąć "całkowite zniszczenie", ale nie można zarazem określić "End of Nothing" mianem materiału nieudanego. Sankō Sakusen błyszczy pomysłowością i różnorodnością kompozycji. Rzadko natrafia się na wydawnictwo, które potrafi jednocześnie trzymać się obranych ram gatunkowych, jak i zachwycać zróżnicowaniem. Jest to wszystko w dodatku dobrze przemyślane - każda zagrywka, każda naleciałość ma jasno określone miejsce. Te dziewięć utworów to próba przekroczenia granic ekstremy przy jednoczesnym zachowaniu bardzo skondensowanej formy. Ciekawe, czy uda się utrzymać tę tendencję na kolejnych wydawnictwach.

Polska scena grindcore'owa od lat jest w bardzo dobrej formie, ale Sankō Sakusen wypełnia lukę, z istnienia której można było nie zdawać sobie sprawy. Ślązacy pokazali ogromny potencjał i ciekawe podejście - być może za jakiś czas namieszają w kręgach fanów ekstremy.


wydanie własne/2024



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce