Pozory mogą jednak mylić - "Faster Than Death" jest znacznie lepszym materiałem, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Wszystkie te okoliczności nie zgasiły muzycznego zapału, a nowi muzycy stanęli na wysokości zadania. Udało się nie tyle zastąpić wcześniejszych kolegów po fachu, co faktycznie wykrzesać nowe pokłady energii. Hirax ponownie brzmi świeżo i bez większych problemów tworzy muzykę równie poukładaną kompozycyjnie, co niezdejmującą stopy z gazu.
Amerykanie wciąż stoją jedną nogą w klasycznym thrash metalu, a drugą w crossoverze, a jednak trudno uciec od wrażenia, że w obecnej konfiguracji personalnej coraz chętniej przemycają tu i ówdzie bardziej punkowe zagrywki (główny riff z promującego album "Relentless" mógłby równie dobrze znaleźć się na albumie Discharge). Utwory są krótkie i skondensowane do granic możliwości - zespół nieustannie atakuje słuchaczy pokładami wściekłości i nie schodzi z wyjątkowo szybkich temp. Jednocześnie rozpędzone kawałki są przetkane mniej lub bardziej subtelnymi wstawkami na gitarach, które przełamują ścianę dźwięku i pozwalają uwypuklić faktyczny sznyt kompozycji.
Pomimo sześciu krzyżyków na karku, wciąż bardzo dobrze wypada Katon W. De Pena. Można wręcz uznać, że w ogóle się nie zestarzał i brzmi dokładnie tak samo, jak przed laty, co dotyczy zarówno krzyków, jak i bardziej śpiewnych partii. Na pewno nie każdemu przypadnie do gustu ten głos i sposób jego użycia, ale nie można powiedzieć, że wypada gorzej niż na wcześniejszych materiałach grupy.
Nabuzowany materiał idzie zresztą w parze z oldschoolową produkcją. Słychać, że choć EP-ka zrealizowana jest bardzo dobrze, miała brzmieć "po staremu" i to się udało osiągnąć. W epoce, w której thrash metal tak często przegrywa walkę ze sterylnym ukręceniem utworów, Hirax przypomina, że przy tego typu muzyce zdecydowanie najlepiej sprawdzają się klasyczne wzorce.
"Faster Than Death" pobudza apetyt na potencjalny album w przyszłości. Te cztery utwory wystarczają za dowód na to, że muzyka Hirax zniosła próbę czasu, a zespół zarówno stylistycznie, jak i jakościowo wciąż trzyma poziom sprzed kilku dekad. Nie jest to też ekipa, który na siłę starałaby się zrobić cokolwiek nowego - Katon i spółka graj klasyczny thrash metal i robią to naprawdę dobrze. Taki jest ten materiał - oldschoolowy, wściekły i przypominający odmianę metalu, która najlepsze lata ma już za sobą.
Chociaż dekada to nie aż tak długi okres (zdarzało mi się dłużej czekać aż zespół odpowie na pytania do wywiadu), to w przypadku Hirax zdaje się, że czas stanął w miejscu. Amerykanie ani trochę się nie zestarzeli i wydaje się, że całkowicie ominęło ich to, co w ciągu ostatnich dziesięciu lat wydarzyło się na scenie. "Faster Than Death" nie ogląda się na trendy i rankingi popularności zespołów - zespół po prostu robi swoje najlepiej jak potrafi. Dzięki temu nie brakuje tu pasji, a nowa muzyka przekroczyła wszelkie oczekiwania, jakie można było z nią wiązać. W okresie mniej lub bardziej udanych powrotów artystów, którzy święcili tryumfy przed latami chciałbym, żeby więcej było takich Hiraxów - grup, które nie starają się nikomu nic udowodnić, tylko po prostu zrobić swoje na wysokim poziome.
Doomentia Records/2024