Obraz artykułu Tryp Tych Tryo - "Warsaw Conjuction"

Tryp Tych Tryo - "Warsaw Conjuction"

83%

Nowe trio Wojtka Mazolewskiego (w składzie z Tamar Osborn i Natcyetem Wakilim) przypomina o największej sile współczesnego brytyjskiego jazzu - multikulturowym tyglu, czerpiącym inspiracje z niemal każdego zakątka globu. O dziwo, dotąd brakowało w nim jednak elementu słowiańskiego.

Na początku pandemii nikt nie wiedział, co ze sobą zrobić, jak odnaleźć się w nowej rzeczywistości, na co poświęcać czas, którego nagle mieliśmy pod dostatkiem. Szczególnym utrapieniem okazało się to dla muzyków, którzy w pierwszym odruchu przenieśli działalność do internetu - najpierw w formie amatorskich, kręconych w domowym zaciszu filmików, później pod postacią dużych produkcji realizowanych w zamkniętych klubach bez udziału publiczności. Wojtek Mazolewski również uległ temu krótkotrwałemu trendowi, ale szybko zrozumiał, że granie do kamery nie ma sensu i przekierował energię między innymi na nowe, międzynarodowe trio.

 

Na brytyjską scenę jazzową spoglądał z zainteresowaniem od wielu lat. Występował na niej z własnym kwintetem i z zespołem Pink Freud, współpracuje z wydawnictwem Whirlwind Recordings i prawdopodobnie gdyby nie utrudnienia administracyjno-logistyczne wprowadzone po brexicie, znacznie wcześniej zdecydowałby się na powołanie projektu z siedzibą w Londynie. Właściwa okazja niespodziewanie nadarzyła się kilka lat później, gdy poluzowano obostrzenia po jednym z lockdownów. Mazolewski długo nie zwlekał, wynajął studio pod Warszawą, do którego ściągnął zaprzyjaźnioną saksofonistkę, flecistkę i klarnecistkę Tamar Osborn oraz perkusistę Natcyeta Wakiliego. Wtedy, podczas jednej nocy, powstał materiał na "Warsaw Conjunction", który właśnie ukazał się pod szyldem debiutującego Tryp Tych Tryo.

 

Brzmienia brytyjskiego jazzu z ostatnich lat nie da się opisać za pomocą wyodrębnionego zbioru podobnych, powtarzających się elementów albo trwałych połączeń zbieżnych inspiracji gatunkowych - jest zbyt zniuansowane. Jego najbardziej charakterystyczna cecha to czerpanie z tradycji muzycznych z całego globu i umiejętne łączenie ich z jazzowym fundamentem. Shabaka Hutchings sięga po muzykę przodków z Barbadosu, Sultan Stevenson po muzykę z Saint Vincent, Cassius Cobbson sięga do Ghany, Yazz Ahmed do Bahrajnu, Nubya Garcia do Gujany, Theon Cross do Jamajki i można by tak długo wymieniać. Każdy składnik, jaki dodają do swojego warsztatu doskonale współgra jednak z umiejętnościami zdobytymi w trakcie formalnej edukacji, dzięki uczestniczeniu w programach pokroju Tomorrow's Warriors, dzięki graniu standardów i poznawaniu jazzu od podszewki. Bez traktowania jego korzeni jako obowiązkowej pracy domowej, którą należy jak najszybciej odbębnić, by przejść do rzeczy ciekawszych czy własnych. Jazz to wyjątkowo gościnna muzyka, w sprawnych dłoniach może być łączona z niemal każdym innym gatunkiem, co na londyńskiej scenie jest oczywistością.

 

Doskonale rozumie to Wakili - znany lepiej jako Eddie Hick - współzałożyciel Ariya Astrobeat Arkestra oraz Nok Cultural Ensemble, a także jeden z dwóch perkusistów Sons of Kemet. Doskonale rozumie to Osborn - liderka Collocutor, członkini afrokubańskiego New Regency Orchestra i kolektywu Africa Express (żeby wymienić tylko kilka z bardzo wielu projektów, w które jest zaangażowana). Mogłoby się wręcz wydawać, że Londyn widział już wszystko, ale jeżeli szukać na jego barwnej scenie nie aż tak egzotycznych i nieszczególnie odległych wpływów słowiańskich, okazuje się, że chociaż samych Polaków mieszka w Wielkiej Brytanii blisko pół miliona, nie uczestniczą aktywnie w życiu kulturalnym swojego nowego domu. Mazolewski wreszcie dorzucił do tego tygla nieco słowiańskości w jej najbardziej niesfornym wydaniu. W końcu to jedna z najbardziej prominentnych postaci późnego yassu, który gdyby nie brak wsparcia mediów i dość szybkie wypalenie się, dzisiaj mógłby uchodzić za zwiastun tego, co w ciągu ostatnich dziesięciu-piętnastu lat wydarzyło się w Wielkiej Brytanii.

Zderzenie tych trzech osobowości nie umniejszyło wypracowanego na przestrzeni wielu lat stylu żadnej z nich - jeżeli podążać słuchem za którymś z instrumentów, zawsze z łatwością można wyodrębnić specyficzny sposób formowania dźwięków. Nowy kontekst i nowa konfiguracja osób nie pozwalają jednak postawić znaku równości pomiędzy Tryp Tych Trio a żadnym z wcześniejszych projektów trojga improwizatorów.

 

W otwierającym album "Three Colours of the Sun" Osborn gra na flecie łagodnie, w nastroju zbliżonym do utworu "Amber's Garden", który przed dwoma laty nagrała gościnnie z Natural Lateral, ale z egzotycznym, bliskowschodnim posmakiem. Dla kontrastu Wakili gęsto i równomiernie śle kolejne uderzenia na ridzie i z nieco mniejszą regularnością na werblu, nie pozostawiając miejsca na pauzy, ale nie wchodząc przy tym na tak wysokie obroty, jak w niekiedy gorączkowej muzyce Sons of Kemet - wtapia się w pełniącą nadrzędną rolę atmosferę. Mazolewski z kolei ujednolica skrajności krótkim, powracającym motywem basowym, na tyle wysuniętym na front, że nadaje całości hipnotyczny charakter. Żadna z tych trzech osób z osobna niczym nowym ze swojego wachlarza doskonale znanych możliwości nie zaskakuje, ale z ich spotkania wniknęło coś nowego i intrygującego zestawieniem barw, mamiącego ezoterycznym nastrojem, ale umykającego prostocie muzyki medytacyjnej, choć niewątpliwie mogłoby się w tej roli sprawdzić.

 

Labirynt skojarzeń czasami wiedzie przez krótkie, sonorystyczne fragmenty ("Where To Begin"), kiedy indziej zaskakuje zwrotem w kierunku dubu ("Air Water Fire"), później na powrót prowadzi ku sonoryzmowi, ale w szerzej zakrojonej, awangardowej formule pełnej krótkich, szarpanych dźwięków ("Let's Go"), stąd niespodziewanie obiera kurs na zniewalający, wyrazisty rytm basowy i lekką solówkę fletową - najbardziej chwytliwy momentu albumu ("Aries Journey Under the Libra Moon"), dalej zahacza jeszcze o swing (druga połowa "The Uncertainty Principle"), a przy dostatecznie rozwiniętej wyobraźni, finałowe saksofonowe arpeggio można przeobrazić w głowie w taneczny techno beat ("No Going Back").

 

Aż trudno w to uwierzyć, że tak zawiła i zróżnicowana konstrukcja nie powstała według ściśle ustalonego planu albo przynajmniej wyraźnie zaznaczonych kompozycyjnych rysów, tylko na bazie swobodnej improwizacji osób, które nie spędziły ze sobą wiele czasu przed wejściem do studia. Niewątpliwie jest to rezultat długoletniego dokarmiania intuicji, wchłaniania tradycji jazzowej, nigeryjskiej, słowiańskiej, afrobeatu, yassu, ale też wszystkiego, co dzieje się w jazzie dzisiaj. Tryp Tych Tryo nie bierze kąpieli w źródłach swoich inspiracji, a jedynie napełnia w nich bukłaki na dalszą podróż w nieznane.

 

Ten proces będzie zresztą trwał - czterdziestominutowy materiał uchwycony na "Warsaw Conjunction" nie zostanie poddany stopniowemu skostnieniu do formy kompozycyjnej. Zgodnie z zapowiedzią, pozostanie w stanie ciągłej ewolucji, a nawet dojdzie do zmian w składzie - wiadomo już, że na najbliższych koncertach Wakiliego zastąpi pochodzący z Indii, obdarzony własnym, wyrazistym stylem, w którym jest miejsce zarówno dla tradycyjnej tabli, jaki i współczesnej elektroniki, Sarathy Korwar. Na brytyjskiej, wielokulturowej scenie dzieje się tak wiele, że trudno za wszystkim nadążyć, ale na ten zespół zdecydowanie warto zwrócić uwagę.


On The Corner/2024




Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce