"To Get Lost" od pierwszych minut wybrzmiewa niczym dźwiękowy dokument z podróży po dzikich, odludnych przestrzeniach skutych lodem i mrozem. To znaczący kontrast w porównaniu z poprzednim albumem - "Rain, Storm and Dreams" - który zdawał się ociekać leśną wilgocią i emanować parującym, szklarniowym ciepłem. Duet wciąż posługuje się ambientową logiką, ale zmienił nieco metody wyrazu, jakimi okazują się nakładające się na siebie naprzemiennie gładkie, falujące soundscape'y oraz wypełniające pierwszy plan szorstkie, chropowate tekstury, skrzypiące niczym warstwa śniegu ubitego pod butami.
Efekt ten uzyskany został poprzez specjalne preparacje kontrabasu i gitary, odpowiednio dobrane sample oraz szerokie możliwości cyfrowych syntezatorów. Zmieszane ze sobą w jedną narrację, tworzą tkankę dźwiękową skonstruowaną tak misternie, że chwilami niezwykle skutecznie imituje ona autentyczne odgłosy przyrody. Ociera się to mocno o jakiś rodzaj muzycznego mimetyzmu, zupełnie jakby Barski i Karczewski przygotowywali syntetyczne środowisko dźwiękowe mające przybrać kształt podobny do pozostawionych w stanie surowym nagrań terenowych, na których dopiero później dokonywana jest czysto muzyczna, estetyczna ingerencja. Nie sposób nie docenić przy tym zniuansowanego operowania planami dźwiękowymi, dzięki czemu "To Get Lost" naturalnie układa się w spójne, eksperymentalne słuchowisko.
Wystarczy posłuchać "Inside the Forest", by zostać otoczonym przez efekty przypominające stukoty upadających na śnieżne podłoże gałęzi, kroki stawiane w pośpiechu na zamarzniętej glebie, krople deszczu czy świszczące echa podmuchów mroźnego wiatru. W pełnym napięcia i gitarowych mgieł "Frostbite" słychać natomiast całą feerię rozpływających się w oddali nawoływań różnych gatunków ptaków, stłumionych przez coś na kształt imitacji morskiego szumu. Na tym tle szczególnie wybija się fragment "No Day, No Night", który ujawnia najbardziej konwencjonalne brzmienie instrumentarium. Post-rockowa gitara odmierza miarowo spokojny rytm, pojawiają się drony i głuche sygnały rodem z kolaboracji niemieckiego Clustera z Brianem Eno, a na dalszym planie zdezorientowany smyczek rzęzi industrialnie po amplifikowanym kontrabasie.
Powyższe patenty i techniki mogą kojarzyć się z realizowanym przed laty przez Marcina Dymitra projektem Flora Quartet i jego jedyną płytą "Muzikka Organikka". We Florze mieliśmy jednak do czynienia z połączeniem dwóch niezależnych warstw - muzycy (tuba, klarnet, elektronika) improwizowali wokół odtworzonych i posklejanych ze sobą nagrań terenowych, a w Ekotonice (być może z ewentualnym wyjątkiem sampli, które nie są podpisane) wszystko jest syntetyczne. Między jednym a drugim przedsięwzięciem łatwo znaleźć jednak wspólny mianownik, jakim jest eskapistyczna, kontemplacyjna intencja. Ponadto zarówno Dymitrowi, jak również Barskiemu, natura wydaje się szczególnie droga - pierwszy zanurzony jest w niej od lat, by przysłuchiwać się jej możliwie blisko i wnikliwie, a drugi od lat zaangażowany jest w ruchy ekologiczne, jak choćby Siostry Rzeki i Bracia Potoki.
Wizja Ekotoniki na "To Get Lost" jest jeszcze bardziej ekspansywna, jeszcze bogatsza i bardziej skomplikowana. W tych dźwiękach - choć do najprzystępniejszych one nie należą - można się zgubić i zapomnieć, ale przyznać trzeba, że medytacyjne właściwości skuteczniej realizował debiut duetu. To kolejny interesujący projekt czerpiący pełnymi garściami z pionierskich doświadczeń Dymitra i całe szczęście, że nie okazał się jednorazowy.
Antenna Non Grata/2024