Titanic Sea Moon pojawił się trochę z zaskoczenia. Grupa powstała na początku 2018 roku w wyniku wspólnych jamów gitarzysty Piotra Sulika i perkusisty Dariusza Dudzińskiego, którzy - jak twierdzi drugi z nich - grywali ze sobą co cztery lata i tym razem wybitnie między nimi zaiskrzyło. Skontaktowali się z basistą Rafałem Szymańskim, który zgodził się współtworzyć nowe przedsięwzięcie. Zespół stał się więc faktem.
Oczywiście wszyscy dobrze się znali już wcześniej z działalności w Ewie Braun, która w tamtym czasie nie istniała od szesnastu lat i obrastała spokojnie kultowym statusem, choć tu i ówdzie pobrzmiewały co jakiś czas marzenia o jej reaktywacji. W 2015 roku sam Dudziński przyznał w wywiadzie dla Dwutygodnika, że sprawa nie jest zamknięta. Stanowisko to dziwiło tym bardziej, że Marcin Dymiter realizował już diametralnie inne zainteresowania muzyczne.
Ewa Braun bez Dymitra nie miałaby racji bytu, więc gdy trio Sulik/Dudziński/Szymański zdążyło się już ukonstytuować, postawiło na budowanie autonomicznej renomy pod zupełnie nową nazwą. Jego artystyczna propozycja była natomiast naturalnym rozwinięciem tropów porzuconych w momencie rozpadu macierzystego zespołu, poszerzona o doświadczenia zdobyte w międzyczasie, podczas realizowania przez nich pobocznych projektów. Od pierwszych dźwięków "Exit No. 2020" (wydana pierwotnie przez Fonoradar) przypomina późny okres Ewy - ostrożnie pulsujące napięcie w Cynglu narasta nabierającą na intensywności nieparzystą grą sekcji, a gitara zawłaszcza coraz więcej przestrzeni, by w końcu rozpłynąć się na dobre. Sprawdzony, zakorzeniony w gitarowym post-rocku trans, podany w nowoczesnej, bardziej psychodelicznej formie.
Przyzwoitość: Życie jest żartem, więc chociaż śmiejmy się z niego (wywiad z Dariuszem Dudzińskim)
Na najbardziej skrajnych biegunach leżą "Muszelka" i "Ta trzecia". Pierwsza to szarpany noise-rock z ekspozycją gitar Sulika i jego enigmatycznym tekstem, która przypomina wczesne poczynania Ewy Braun, ale w znacznie bardziej dojrzałej odsłonie. Druga sączy się błogo i niespiesznie, doprawiona domieszką melancholii. Ma w sobie fantastycznie poprowadzoną przez nagrania terenowe narrację o ucieczce z chłodnej, deszczowej rzeczywistości wprost do wygodnego wnętrza samochodu, podskórnie sugerująca uprawiany przez zespół eskapizm. "Ta trzecia" doskonale oddaje zresztą przypisywaną później triu filozofię "podróży bez przygód", czyli delektowanie się procesem wykonawczym samym w sobie.
Najwspanialszy fragment albumu to trwająca ponad jedenaście minut oniryczna "Wanda". Na przestrzeni tej rozległej objętości kilkukrotnie wybrzmiewa jeden wers napisany i wyszeptany przez Sulika, który czyni ten utwór głęboko poruszającym, wgryzającym się w mózg tematem o śmierci i stracie: Wszystkie przedmioty wiedziały, że będą ruszane, gdy ciebie już nie będzie. Tekst zainspirowany przez zbiór esejów Marcina Wicha "Rzeczy, których nie wyrzuciłem" wybrzmiewa jeszcze mocniej dzięki statecznemu, nieparzystemu rytmowi, w którym tkwi jakaś bliżej nieokreślona, surowa dobitność. Sekcja popisuje się zresztą jeszcze w krautrockowej "Zakochanej autostradzie". Subtelna, powracająca zagrywka basu jest niezwykle - jak na Titanic Sea Moon - chwytliwa, natomiast akcenty motorycznego rytmu wyznacza cowbell. Sample zniekształconej, dziecięcej recytacji skutecznie wprowadzają aurę narkotycznego surrealizmu.
"Exit No. 2020" to zestaw pięciu dźwiękowych impresji przykrytych płachtą oniryzmu, którą doskonale oddała okładka kasetowego wznowienia Iskry. Grafiki oparte na świetlistych plamach przebijających się przez leśną gęstwinę mają w sobie tę samą surowość i tajemnicę, co muzyczna zawartość debiutu. Kojarzą się w dodatku z "leśnym noisem" obecnym w twórczości gitarzysty Pawła Nałysnika z olsztyńskiego Parampampam Trio, który zasilił skład na początku 2023 roku, dociążając jego brzmienie. Nie bez znaczenia jest również fakt, że to pierwsze wydanie tego materiału na kasecie, a na CD i winylu zdążył się wyprzedać na pniu.
W meandrach tej muzyki kryje się dużo przestrzeni, której z czasem w twórczości Titanic Sea Moon zaczęło jeszcze przybywać. Nawet mimo gitarowej szorstkości, przebija się z tej muzyki czułość, zastępująca dramatyczną poetyckość charakteryzującą Ewę Braun choćby z czasów "Esion". Trio, któremu co mniej zorientowani przypisywali etykietę skandalicznie spóźnionych debiutantów, nie próbowało nawet odcinać kuponów od przeszłości i od razu wypracowało własny, bardzo naturalny język. To jedna z najpiękniejszych i najważniejszych płyt polskiej alternatywy ostatnich lat.
Iskra Cassettes/2024