Tak długie albumy są dzisiaj rzadkością. Po pierwsze nie mieszczą się na wydaniach winylowych, po drugie coraz trudniej utrzymać uwagę słuchaczy przez tak długi czas. Sevda Alizadeh nie walczy z realiami, nie próbuje przepchnąć swojej twórczości siłą, zamiast tego rzuca czar, a w efekcie po wybrzmieniu ostatniego dźwięku "Ison", trudno odmówić sobie ponownego wciśnięcia "play".
Niemal cały album utrzymany jest w identycznym tonie. Dominują nawiązania do czasów największej popularności trip-hopu - gdzieś pomiędzy wyciszającym "Dumny" Portished a przebojowym "Blowback" Tricky'ego - z wyróżniającym dodatkiem w postaci orientalnych, bliskowschodnich smaczków. Te dwa elementy wyznaczają standardy dla "Ison" już w otwierającym album "Shahmaran", gdzie zarówno bit, partie smyczkowe, wyraźnie zaznaczona linia basu, jak i niemalże wyszeptywany tekst są wyjątkowo subtelne i nastrojowe. Wiele kolejnych utworów korzysta z tego przepisu (chociażby następne w kolejności "Libertine" czy "Marilyn Monroe"), ale za każdym razem efekt ma nieco inny posmak, dzięki czemu nie da się tym materiałem łatwo znudzić.
Tempo okazjonalnie wzrasta (na przykład w "Hubris" albo w "Hero", a zwłaszcza w ich drugich połowach), kiedy indziej na pierwszy plan wysuwa się fortepian ("Amandine Insensible") i jeden jedyny raz zdarza się, że Sevdaliza ukazuje pełen potencjał swoich strun głosowych - zamiast mruczeć czy szeptać, w pełni "otwiera" gardło. Ten ostatni przypadek na pewno nie bez przyczyny znalazł się na samym końcu albumu. Całość jest tak ekstremalnie spójna, że można by ją uznać za jedną, długą, posiadającą wiele motywów kompozycję; z kolei "Angel" wyraźnie odstaje i choć jest to jeden z lepszych kawałków na tym wydawnictwie, to zdaje się zupełnie tutaj nie pasować.
Na "Ison" pojawia się kilka melodii, które mogą zakorzenić się w mózgach i powracać w najmniej oczekiwanych momentach, ale prawdziwą siłą tego krążka nie jest chwytliwość, lecz umiejętność wprowadzania w trans. Może właśnie dlatego ponad godzinne spotkanie z debiutem Sevdalizy mija bardzo szybko i może właśnie dlatego tak bardzo chce się do niego wracać. To muzyka, którą chłonie się podskórnie niczym szamańskie pieśni potrafiące przeniknąć nawet najbardziej sceptycznych odbiorców.
Twisted Elegance/2017