Obraz artykułu The Stubs - "The Famous Fairy Tale"

The Stubs - "The Famous Fairy Tale"

80%

Spośród wszystkich słynnych baśni "The Famous Fairy Tale" najbliżej do "Pięknej i Bestii" - wciśnięcie "play" oznacza przekroczenie progu pałacu potwora, z którym przez kolejne pół godziny będziemy musieli mieszkać, ale w kontrze do oryginału, nasza "niewinność" nie przywróci mu ludzkiej postaci. To z nas wylezą bestie.

Po wznowieniu działalność The Stubs na początku 2021 roku, Tomek Szkiela określił misję zespołu (cała rozmowa TUTAJ) słowami: Pal licho te wszystkie piosenki - przede wszystkim gramy dobre koncerty i na tym polega ten zespół. Nie da się tego podważyć, na żywo to zupełnie inna bajka - bardziej uciekająca od szarej rzeczywistości królewna Śnieżka, która szarpie za struny, uderza w bębny i śpiewa tak, że krasnoludki pod sceną tańczą bez opamiętania. Gdyby oglądać te występy odbite w lustereczku, nie byłoby wątpliwości co do tego, co jest najpiękniejsze na świecie.

 

Po sześciu latach przerwy trio ponownie odwiedziło jednak studio i zarejestrowało dziewięć skomponowanych w międzyczasie utworów. Może pretekstów, by w kolejną trasę koncertową ruszyć pod nowym szyldem i hasłem, bo taki na ogół jest cykl życia współczesnych zespołów, ale nieuczciwe byłoby uznanie, że są zaledwie dopełnieniem formalności. Taneczny rytm "Bye, Space Billionaires" z jednej strony w klubie na pewno poderwie z miejsca nie jedną osobę, z drugiej jazda samochodem z otwartym oknem w ostatnie dni lata z taką ścieżką dźwiękową nie będzie ani trochę gorsza. Konstrukcja "Broken Glass, Broken Trust" i swamprockowe naleciałości z jednej strony przypominają nieco "Proud Mary", co na żywo działa pewnie nie gorzej niż euforia, jaką Creedence Clearwater Revival wywołało podczas oryginalnego Woodstocku w 1969 roku, z drugiej równie dobrze pracuje się przy tym przed komputerem i odpisuje na zaległe maile.

 

O ile więc nic nie może zastąpić wspólnego doświadczania muzyki The Stubs w tłumie, którego energia odbija się na scenie zamplifikowanym echem; o tyle album pozwala na nawiązanie bardziej osobistej, indywidualnej relacji, co jest tym mniej oczywiste, że "The Famous Fairy Tale" nie mierzy w czułe punkty i poruszanie słuchaczy/słuchaczek na intymnym poziomie. To rock'n'roll w najlepszym wydaniu, nieskomplikowany, przebojowy i przede wszystkim obdarzony tożsamością. Czerpie z przeszłości, bo inaczej się nie da, ale nawet przez chwilę nie pojawia się myśl, że któryś fragment został pożyczony od Chucka Berry'ego, Social Distortion albo The Hives (aczkolwiek tutaj jest bardzo blisko). Chociaż nie jest zagadką, skąd się ta muzyka wzięła, The Stubs brzmi tylko i wyłącznie jak The Stubs, a że poszczególne utwory mogą się wydawać podobne do siebie... Nie bez przyczyny wciąż odwołujemy się do tych samych, wiekowych baśni, których źródła nikt już nie pamięta, a których tematyka pozostaje aktualna nawet w XXI wieku. Nowe baśnie nie powstają, bo formuła została dopracowana do perfekcji.

 

Morał z tego taki, że czasami cesarz jest nagi i wcale nie udaje, że ma na sobie fikuśne szaty, a jak ktoś wytknie go palcem, to wyszczerzy zęby i dumnie wypręży pierś. The Stubs na "The Famous Fairy Tale" bezwstydnie się obnażyło, ale zarumienią się tylko te osoby, które z warszawskim triem nie zatańczą.


Dancin' Shoes Records/2023



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce