Obraz artykułu Artificial Pleasure - "Like Never Before"

Artificial Pleasure - "Like Never Before"

83%

David Bowie i Talking Heads - te dwa porównania muszą pojawić się w każdym tekście dotyczącym Artificial Pleasure, inaczej po prostu się nie da. Trudno jednak kopiować twórców, którzy często sami do siebie nie byli podobni, więc ostatnim, co można zarzucić brytyjskiej kapeli jest brak oryginalności.

Artificial Pleasure powstało w najlepszy z możliwych sposobów - jako kapela kumpli z dzieciństwa i wciąż słychać w ich twórczości przede wszystkim radość z grania. Mało tego, muzycy wyszli z założenia, że nikt owej radości nie uchwyci tak dobrze, jak oni sami, więc wszystko, co dotąd wydali (kilka singli i recenzowaną tutaj EPkę) samodzielnie zmiksowali i wyprodukowali. Trudno się dziwić, po co mieliby rozdrabniać chwałę za stworzenie zjawiskowego brzmienia, które sami doskonale potrafią utrwalić? Funk, punk, soul, pop - znajdziecie na "Like Never Before" elementy każdego z nich, mimo że całość trwa zaledwie jedenaście minut.

 

Na początek "All I Got", czyli dyskotekowy kawałek nagrany przez ludzi, którzy dyskoteki znają chyba tylko z legend. Coś jak "Let's Dance" Bowiego, gdzie refren chwyta, a jednak wyraźnie spod wierzchniej, cienkiej warstwy przebojowości przebija się naturalna potrzeba tworzenia muzyki wyłamującej się standardom komercyjnych schematów. "The Hand On My Shoulder" nie ma aż tak radosnej melodii, ale mechaniczny bit niezmiennie zachęca do podrygiwań, choć tym razem w bardziej post-punkowej formie. Gitarowa, przytłumiona solówka z ostatnich minut przywodzi z kolei na myśl "Baby's On Fire" Briana Eno z czasów pre-ambientowych - kompletnie odstaje od reszty kompozycji, a jednak doskonale do niej pasuje.

 

EPkę zamyka utwór tytułowy, który stylistycznie można ulokować gdzieś pomiędzy dwoma poprzednimi. Wyraźna linia basu i syntezatory w stylu wczesnego Gary'ego Numana zachęcają do poderwania się z miejsca i oddania temu dziwacznemu tańcowi, który praktykujemy tylko wtedy, gdy nikt nie patrzy; z drugiej strony głos Phila McDonnella wprowadza element melancholijny. Mamy zatem do czynienia z klasycznym paradoksem lat 80., kiedy ponure teledyski Visage (swoją drogą pierwsze sekundy "Like Never Before" i "Fade To Grey" całkiem brzmią podobnie) albo Bronski Beat z powodzeniem sprawdzały się jako tło szaleńczych imprez na setki osób.

 

Jedynym problemem pierwszej EPki Artificial Pleasure jest jej długość - to zdecydowanie za mało! Dla mnie już teraz jest to jedno z najciekawszych muzycznych odkryć 2017 roku i nie mogę się doczekać długogrającego albumu.


East City Rockers/2017


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce