Niedawno minęło dwadzieścia lat od premiery debiutanckiego albumu duetu, "Hydroponic Garden", który od otwierającego, znakomitego "Central Plains" opiera się grawitacji i stałym kursem wznosi w nieznane. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy o takich skojarzeniach decydują łagodne, ambientowe akordy malujące pozaziemskie pejzaże czy odgrywana na niższych dźwiękach melodia przypominająca ścieżki dźwiękowe do filmów science-fiction z końca poprzedniego stulecia, ale nie ma najmniejszych wątpliwości co do tego, że udało się uchwycić w tej muzyce coś nieziemskiego.
Zdarzało się Szwedom nieznacznie zbaczać z pierwotnie obranego kierunku (na przykład podczas pracy przy filmie "Refuge", znanym również jako "The Mansion", Andrew Robertsona, gdzie zahaczyli o wykazujący wiele podobieństw nastrojowych post-rock), ale w psybiencie to oni wytyczają kurs, a jak stoi się na czele międzygwiezdnej wyprawy, nie wypada porzucać towarzyszy. Co jednak najważniejsze, mimo powtarzania podobnych pomysłów i operowania tymi samymi tonami, Carbon Based Lifeforms nie dało się wziąć w niewolę własnemu stylowi. Trudno byłoby odeprzeć zarzut o nagrywanie wciąż tego samego albumu, przy czym jeden materiał wynika z drugiego, stanowi kontynuacją podróży, a nie ponowne pokonywanie tego samego odcinka, którego krajobraz doskonale znamy.
Pozostawanie w ciągłym ruchu jest zresztą kluczowym motywem wspólnej twórczości Johannesa Hedberga i Daniela Vadestrida - utwór tytułowy to wprowadzenie utrzymane w niespiesznym tempie i w optymistycznej aurze; pierwsza część "Bloom" zabiera nas w bardziej tajemnicze rewiry, gdzie przytłumiony rytm wydaje się walczyć z ciszą i przegrywa z nią w drugiej, całkowicie ambientowej części; kilka kolejnych utworów stopniowo podnosi poziom intensywności, wyraźnie dąży do kulminacji, choć nie na stałym, crescendowym schemacie, tylko poprzez manipulowanie stopniami dynamiki i wreszcie w "Departed" następuje uwolnienie pełnej mocy - beat uderza z siłą, która mogłaby obudzić hibernującą załogę. Nie tylko dałoby się do tego spoglądać w kosmiczną otchłań z głową pełną refleksji, ale nawet zatańczyć.
Po kulminacji nie pozostaje jedynie długie, wyciszające outro. Podniosła atmosfera i monumentalne akordy w "Gone" zatrzymują jeszcze na chwilę "głośniejsze" oblicze duetu, który ponownie skłania raczej do wbicia wzroku w odległy punkt w przestrzeni niż do wyjścia na parkiet. Patos utrzymuje się w "Rymden3000", ale w "Sync2n" zostaje zdławiony przez długo wybrzmiewające pojedyncze dźwięki, tym razem ułożone w crescendo i dopiero wtedy docieramy do mety, a raczej do kolejnej stacji - "...and On", gdzie psybient miesza się z najbardziej przystępną z możliwych wersją drum'n'bassu, a cały wszechświat wydaje się nadawać pozytywną wiadomość o przetrwaniu kolejnej wyprawy, co tym bardziej może pokrywać się z intencjami Szwedów, że nagrywali "Seeker" tuż po zakończeniu lockdownów, kiedy życie po pandemii zaczęło wracać do dawnego porządku.
W zakresie zastosowanych środków ekspresji Carbon Based Lifeforms daje się rozpoznać już po kilku zestawionych ze sobą dźwiękach, ale zaskoczeniem - w porównaniu z sześcioma wcześniejszymi albumami - jest rozpiętość stylistyczna. Z jednej strony "Departed" eksploruje doskonale znane rewiry półmroku, z drugiej rzadko można dzisiaj natrafić na tak bardzo pogodne instrumentalne utwory jak "...and On", który wydaje się udźwiękowiać hasełko z motywującego plakatu głoszącego, że wystarczy chcieć, by energia całego uniwersum skierowała się na nas i pozwoliła pokonać przeciwności losu. Być może nie każdemu będzie w smak takie oblicze Szwedów, ale niewątpliwie zdołali pozostać sobą, mimo nieznacznej, chwilowej zmiany trajektorii lotu.
Leftfield Records/2023