Obraz artykułu Balzam - "Zimne ognie"

Balzam - "Zimne ognie"

85%

Mrok ma w sobie coś przyciągającego. Z początku jedynie zaciekawia, by zaraz wchłonąć w swe czeluści. W końcu nie pozostawia nam wyboru i albo musimy z nim walczyć, albo... spróbować się z nim zaprzyjaźnić. Oswoić i współegzystować na własnych zasadach.

Wcale nie dziwi tak duże zainteresowanie tym, co schowane w cieniu. Poczynając od całego anturażu orbitującego wokół czerni przez aurę tajemnicy unoszącej się nad mrokiem aż po poplątane życiorysy ludzi, którzy są uosobieniem ciemnej strony życia. To, co skryte jest interesujące. Ba, jest też jak najbardziej cool, czego antytezą w popkulturowej świadomości jest stateczny samarytanin, bez nałogów i złych myśli. Nie oszukujmy się, to się masom nie podoba.

 

Zazwyczaj ta fascynacja wygląda jednak tak, że co prawda chciałoby się to (mityczne) zło zobaczyć, może nawet dotknąć przez króciutką chwilę małym paluszkiem, ale nic więcej. Na końcu musi wygrać dobro, którego symbolem jest przeciwność ciemności - światło. Sami uważamy się zresztą (zazwyczaj) za dobrych ludzi, którym daleko od szemranych, niejednoznacznych i uznawanych za negatywne zachowań. Nasze (kontrolowane) zainteresowanie mrokiem to nic więcej, niż chęć podwyższenia sobie, choć na chwilę, poziomu adrenaliny lub wyrażenia własnej, unikalnej osobowości. Ot, ucieczka od codzienności.

 

Ktoś jednak musi zbliżyć się nieco bliżej do czarnej, bezkresnej otchłani - twórcy, nie tylko muzyczni oczywiście, którzy dla nas, niedzielnych odbiorców mroku taplają się na co dzień w brudzie i smutku, by dostarczyć nam pożądany "towar". Zdecydowana większość robi to z wielką ochotą, nie łudźmy się, że jest inaczej. To daje kopa, pomaga w byciu kreatywnym. Za jaką cenę?

 

Balzam: Krzyk, narzekanie i totalna melancholia przekazane w groteskowy sposób (wywiad)

 

Trójmiejski Balzam już na debiucie przekroczył granicę, a "Zimne ognie" stanowią przypieczętowanie tego procesu. Transformacja nie nastąpiła od razu, choć sprawnie - przynajmniej patrząc na to, w jaki sposób zespół rozwinął się muzycznie w tak krótkim tempie. Pamiętam jeszcze ich koncert w Paszczy Lwa w Gdańsku w lipcu 2021 roku, gdzie wystąpił jako trio. Chowający się za filarem młodzi twórcy już wtedy przejawiali potencjał, a ich muzyka nie była w żaden sposób podobna do tej, która zazwyczaj wychodzi spod palców lokalnych muzyków. Klaustrofobiczne, minorowe dźwięki zamiast przestrzennej, afirmującej życie psychodelii znad morza zabrzmiały tak, jak gdyby pochodziły z głębin ciemnego i zimnego oceanu, niźli łagodnej Zatoki Gdańskiej.

 

Potem były kolejne występy, których byłem świadkiem i idący wraz z nimi rozwój. W stronę mroku oczywiście. Balzam rozszerzył skład, dopracował brzmienie i stworzył piosenki, które choć są skąpane w czerni, to gdzieniegdzie prześwitują przez nie pojedyncze promienie słońca. Tymi jaśniejszymi elementami są bardzo wyraźne melodie i jeden z głosów - należący do wokalistki, Aleksandry Joryn.

 

Bazą brzmienia grupy jest deathrock w całej swej krasie, choć z wieloma oryginalnymi, nie do końca typowymi dla tego gatunku elementami. Bardzo wyraźne basowe podbicie doskonale współgrające z zimnymi uderzeniami automatu perkusyjnego powoduje, że dynamika materiału jest na bardzo duża. Raz stanowiące tło, innym razem sprawnie wysuwające się na pierwszy plan elektroniczne, syntezatorowe plamy, brzmią dość futurystycznie, a w pewnych momentach nawet kosmicznie. W kilku momentach materiału wkrada się też taneczność, przez co mrok w wykonaniu Balzam zyskuje nieco neonowej poświaty.

 

Kolejnym wyróżniającym się składnikiem brzmienia jest gitara. Zazwyczaj oszczędna pod względem wyrazu, raczej ozdabiająca całość chłodnym brzmieniem, choć potrafi w mig zmienić się w punkowy sztylet. Jej rola jest wiodąca. Tak jak zresztą grającego na niej lidera grupy, Sergiusza Maruniaka, który minimalistyczną, ale niezwykle celną grą koordynuje i kształtuje całość, a także nadaje ton reszcie. To urodzony dyrygent i lider; widać to szczególnie w warunkach koncertowych, ale sprawne ucho bez problemu wychwyci to także na płycie.

 

Wymieniające się głosy - męski i damski - z początku nieco wybijały mnie z tego gotyckiego, stylowego rytmu. Szybko jednak zrozumiałem, że bez dwugłosu Sergiusza oraz Aleksandry,  materiał na "Zimnych ogniach" nie byłby kompletny. Wokale są tutaj jak woda i ogień, nie tylko pod względem barwy, ale przede wszystkim osobowości muzyków. Leżą na przeciwległych biegunach, ale idealnie się dopełniają. Subtelny, pełen wrażliwości głos Joryn nie daje się przekrzyczeć agresywnemu, bardzo bezpośredniemu w wyrażaniu swoich emocji Maruniakowi. Ta niejednoznaczność pasuje do równie eklektycznej, a przy tym spójnej wizji muzycznej.

 

Co z tym całym mrokiem? Balzam tkwi w nim (już na samym starcie) głęboko, a my możemy poobcować z nim nieco za ich pośrednictwem. Trudno sobie wyobrazić, by na kolejnej płycie zespół podążył w stronę słońca i rozświetlił za jego pomocą nowe piosenki. Ciemność im służy, jej wielbiciele też są zadowoleni. Obyśmy się w niej jednak nie pogubili i zachowali trochę światła w tych trudnych, niesprzyjających czasach. W końcu kiedyś będzie lepiej i zamiast wsiadać do ostatniego wagonu, znajdziemy się w tym z samego przodu.


Requiem Records/2023



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce