Obraz artykułu Wicca Phase Springs Eternal - "Wicca Phase Springs Eternal"

Wicca Phase Springs Eternal - "Wicca Phase Springs Eternal"

77%

Album bez tytułu (czy też z tytułem takim samym, jak nazwa projektu) na ogół zwiastuje jedną z dwóch możliwości - albo debiut, albo odnalezienie nowej tożsamości i zwrot w odmiennym kierunku. Adam McIlwee (dawniej muzyk Tigers Jaw) pod szyldem Wicca Phase Springs Eternal działa od ponad dekady, nie ma więc wątpliwości, co do tego, która z tych dróg bardziej do jego dziewiątego długogrającego materiału pasuje.

W karierze Wicca Phase Springs Eternal do tej pory kluczowe wydawały się dwa momenty. Pierwszym jest sam początek jego działalności, kiedy zakładał kolektyw GothBoiClique, do którego należał między innymi Lil Peep. Grupa zawiązała współprace poprzez Tumblra i szybko stała się jedną z głównych sił w dopiero formującym się emo rapie.

 

Drugi moment to... Powstanie zapaśniczej federacji All Elite Wrestling w 2019 roku, a w szczególności pierwsze pojawienie się Darby'ego Allina, wrestlera, który zapożyczył pseudonim od Darby'ego Crasha z Germs i GG Allina, przemalowującego połowę twarzy na nagą czaszkę, wjeżdżającego do starć na deskorolce, zakumplowanego z GhostemanemJpegmafią, jednoznacznie czerpiącego z wizualnej estetyki emo z początku XXI wieku. McIlwee skomponował dla niego utwór "I Fell", przy którym wciąż wychodzi do ringu, a przy blisko czterech i pół milionach wyświetleń, to jeden z najpopularniejszych kawałków Wicca Phase Springs Eternal na Spotify. Kompletnie niereprezentatywny, bardziej gitarowy i śpiewany, ale przysporzył muzykowi ze Scranton w Pensylwanii (tego samego, gdzie mieściło się biuro Michaela Scotta) nowej publiczności i pozwolił znaleźć odwagę na poszerzenie palety środków ekspresji.

 

Nie była to jednak rewolucja - niespodziewane zagrania i zaskakujące smaczki przebijały się przez fundament trapowego beatu sporadycznie nawet na ubiegłorocznym mixtapie "Full Moon Mystery Garden", ale najnowszy materiał można uznać za trzeci kulminacyjny moment w historii projektu. Tym razem nie ze względu na wyznaczanie kierunku dla akurat zdobywającego popularność zjawiska, nie wskutek wstrzelenia się w nową niszę, a dzięki przebudowaniu własnej artystycznej wizji tak, by z jednej strony nie zawieść oczekiwań już zdobytej publiczności, a z drugiej samemu sobie wystawić nakaz eksmisji ze strefy komfortu, w której McIlwee - nawet jeżeli z nigdy niezawodzącym rezultatem - ewidentnie zasiedział się.

 

Skrajnie zaskakującym momentem nowego albumu jest utwór "Mystery I'm Tied to You" z gościnnym udziałem Zoli Jesus, gdzie beatu nie ma w ogóle, są natomiast pociągnięcia za struny gitary akustycznej i nietypowy dla obydwojga dwugłos, które jednoznacznie grawitują w kierunku amerykańskiego folku z południowych stanów. To nie jest jedna z warstw, wyjściowa konwencja, wokół której stopniowo nadbudowywano by coś innego, to od początku do końca kompozycja country. Przed szokiem chroni tylko miejsce, w jakim została usytuowana na albumie - dziesięć wcześniejszych utworów przygotowuje na skok w nieznane.

 

Otwierające "Wicca Phase Springs Eternal" (zmiana na nowe zostaje tym samym podkreślona podwójną linią) zwraca się w kierunku synthwave'u i nawet kiedy mniej więcej w połowie wkracza "cykanie" hi-hatu, po jakie amerykański producent sięgał dziesiątki razy, element trapowy wydaje się odfiltrowany. Nie jest to jednak jeszcze nic, co wykraczałoby poza spektrum dotychczasowych nastrojów wywoływanych przez McIlwee'a, ale już w "Moving Without Movement" robi się dziwnie... wesoło. Metamorfoza nie nosi znamion zdrady spod znaku przemiany Allison Reynolds z "The Breakfast Club" z cichej emo-dziewczyny w cukierkową normalskę, niemniej syntezatorowa melodia, równe uderzenia w werbel przypominające klaskanie i jaśniejsza barwa głosu to przynajmniej zaczesanie grzywki na bok tak, by nie zasłaniała ani kawałka twarzy.

 

Akustyczny, romantyczny folk spod znaku Orville'a Pecka po raz pierwszy wybrzmiewa w "It's Getting Dark" i z jakiegoś pozamuzycznego, nieuchwytnego powodu wcale nie wydaje się silnie kontrastować z następującym po nim, new-wave'owym "Saturday Night", które można by uznać za nieoficjalną kontynuację "Friday I'm in Love" The Cure. "One Silhouette" można by nazwać emo-eurodancem (czemu nie, skoro istnieje emo-jazz?) z beatem zaczerpniętym wprost z najpopularniejszej muzyki początku lat 90., ale ze wszech stron otoczonym melancholią, "Now That It's Dark" wzbudza skojarzenia z pejzażowymi utworami z repertuaru Moby'ego; ale wyróżnia się przede wszystkim singlowe "Farm", gdzie Wicca Phase obnażył najbardziej przebojowe ze swoich oblicz i to nie w zakresie umownym, nie "jak na smutnego emo-rapera", ale z siłą rażenia, jaka może dosięgnąć wszystkich od wielbicieli 100 Gecs po osoby zasłuchujące się w Yungbludzie.

 

Wicca Phase Springs Eternal mógł przez kolejne dwadzieścia lat nagrywać ten sam album i nie tylko uszłoby mu to na sucho, ale najprawdopodobniej za każdym razem zadowalałoby oddane grono fanów i fanek. Jako jeden z prekursorów emo-rapu nie musiał odczuwać presji, by poszukiwać i poszerzać horyzonty, bo dlaczego miałby porzucać dziecko, którego jest jednym z kilku rodziców? Na szczęście miał jednak apetyt na więcej i nawet jeżeli skonstruował album, którego poszczególne składniki ledwie do siebie przystają na mocy emocjonalnej fastrygi, w całym tym zagubieniu pozostaje do tego stopnia autentyczny, że trudno sobie odmówić uszczknięcia odrobiny jego wrażliwości, o ile chociaż raz w życiu pomalowało się paznokcie na czarno.


Run For Cover/2023



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce