Belgijski dEUS jest przykładem zespołu, który od zawsze działał w cieniu, z dala od błysków fleszy. Publika nie wymaga od niego ciągłego przekraczania granic i każdorazowego odkrywania czegoś nowego, świeżego. Nie wiem, czy Belgowie kiedykolwiek mierzyli się z presją, z którą muszą radzić sobie największe składy, co po części na pewno wynika z poziomu popularności, ale mam też wrażenie, że duży wpływ wywiera filozofia zespołu. dEUS zawsze grał to, co chciał grać. Nie schlebiał gustom, nie oglądał się na innych.
Wspaniałe w ich muzyce jest także to, że stale ewoluuje. Nie mają na koncie właściwie żadnej słabej płyty, a do tego nigdy nie nagrali dwóch takich samych. Po części jest to oczywiście związane z tym, że skład jest dość zmienny (przewinęło się przez niego kilkunastu muzyków), ale głównym powodem wydaje się to, że dEUS - jeśli potraktować zespół jako pewną ideę - nie udaje kogoś, kim nie jest. Albumy wydawane na poszczególnych etapach zdają się doskonale odpowiadać temu, co artystom w danym momencie w duszy grało.
Być w zgodzie ze sobą to jedno, pozostawać na uboczu branży to drugie, a jeszcze czymś innym jest nagrywanie wysokiej jakości muzyki. Takiej, którą chcą słuchać odbiorcy. Nawet jeżeli spełnia się dwa pierwsze warunki, trzeci nie jest żadnym pewnikiem. Można iść co prawda na łatwiznę i ciągle nagrywać nową wersję tej samej piosenki, na co zresztą część fanów zazwyczaj czeka, ale to bardzo szybka droga do wypalenia. dEUS z pewnością nią nie podąża.
Jest też druga strona medalu. Choćby grupa nie chciała nagrywać ciągle tego samego, to może zdarzyć się tak, że wpadnie w pułapkę przesadnych eksperymentów i wchodzenia w skórę czegoś lub kogoś, czym lub kim nie jest. Jeśli idzie za tym faktyczna potrzeba serca, to chwała muzykom, ale bywają sytuacje, w których czuć, że eksperymentalizm jest przykrywką dla braku pomysłów na siebie. I tu znów pudło - dEUS pomysł na siebie ma.
Dochodzimy do sedna - "How to Replace It" dzieli aż jedenaście lat od poprzedniego wydawnictwa, wydanego w 2012 roku "Following Sea". W obecnej epoce dekada przerwy pomiędzy płytami to jak wieczność. Część publiki przestała czekać, inna zdążyła zapomnieć, na czym tak naprawdę zespół skończył ostatnio. Byli i tacy, którzy wypatrywali nowości, ale akurat oni dobrze wiedzieli, że można oczekiwać... wszystkiego. dEUS nigdy nie należał do pionierów eksperymentalnego podejścia do nagrywania muzyki, ale zawsze eksperymentował. Na swoich warunkach, nie stawiając na spektakularne, "duże" zmiany, a na stopniowe przeobrażenia. Efektem tego podejścia jest "How to Replace It".
Kolega, który czasem sięga po polecane przeze mnie tytuły, stwierdził że nowy album dEUS brzmi tak, jak gdyby zespół dokładnie wiedział, co chce osiągnąć. Dodał jeszcze, że rozumie to jako synonim dojrzałości. Tak w istocie jest - Tom Barman i spółka grają tu na tyle charakterystycznie, że nie sposób pomylić ich z kimkolwiek innym. Melodie idą za pan brat z gitarowymi przesterami, a momenty nieco bardziej dynamiczne niemalże natychmiast łagodzone są subtelniejszymi. Nie jest to jednak przester i młodzieńcza energia. Elementy te są tylko częścią większej całości, tak samo ważne, jak gościnny, żeński wokal Lies Lorquet w "1989", wszechobecne syntezatorowe ciepłe tła czy dodające głębi poszczególnym kompozycjom skrzypce. Instrumentów jest wiele, ale każdy świetnie odnajduje się w tych prostych, bo bardzo piosenkowych aranżacjach. Do tego ogromna charyzma Barmana i słodko-gorzkie, rozliczające się zarówno z przeszłością, jak i teraźniejszością teksty. Wszystko to sprawia, że zamiast bić przed muzykami dEUS pokłony, mamy wrażenie, że spotykamy się z dawno niewidzianymi, bardzo bezpośrednimi i bezproblemowymi znajomymi. Dla mnie tego typu relacje stanowią ogromną wartość.
Może kluczem do tego, by czuć się spełnionym, nie jest wcale osiągnięcie ogromnego, łatwo mierzalnego sukcesu, a pozostanie sobą? Brzmi to pewnie dość naiwnie, na pewno mało spektakularnie, ale czasami właśnie w prostych frazesach czai się najważniejszy przekaz. Nie brakuje tego również na "How to Replace It". Płycie niepozornej, nienarzucającej się, nieświecącej muzycznym gadżeciarstwem, za to zawierającej w sobie zgodę na to, kim jest się tu i teraz. Nie jest to jednak album konserwatywny - dEUS znów eksperymentuje, ale na własnych warunkach i we własnym tempie i - taką mam nadzieję - czerpiąc z tego ogromną satysfakcję.
PIAS Recordings/2023