Obraz artykułu 100 Gecs - "10,000 Gecs"

100 Gecs - "10,000 Gecs"

80%

Kilka lat temu szef Spotify przekonywał, że dzisiejsze zespoły muszą wydawać częściej, żeby utrzymywać zainteresowanie publiczności. 100 Gecs przez ostatnie dwa lata opublikowało zaledwie dwa single, a jednak trudno wskazać na dwie inne osoby, które lepiej wyczuwałyby puls współczesnej muzyki i systematycznie podwyższać go aż do gwałtownego kołatania serca.

Od premiery debiutanckiego "1000 Gecs" minęły zaledwie cztery lata, ale przy dzisiejszym tempie przeobrażeń to jak cztery wieczności. Dylan Brady i Laura Les zdążyli w tym czasie wyrosnąć z popularyzatorów hyperpopu w osoby odcinające się od tworu wykreowanego właśnie przez Spotify, ale jest to odcięcie niemal wyłącznie semantyczne, bo jeżeli chodzi o świętą trójcę nurtu - nadmierną kompresję, przesterowany bas i skrajne zniekształcenie głosu auto-tunem - to nadal jest tutaj obecna, przekierowana na inne tory i przetasowane z innymi pomysłami.

 

"757" to bezpieczne rewiry. Może boombapowa perkusja, stylizowana na akustyczną, nie jest oczywistym rozwiązaniem, ale na pewno niewykraczającym poza leksykon cech charakterystycznych przeróżnych przeszłych gatunków, po jakie 100 Gecs zawsze ochoczo sięgało. Jeżeli jednak przeskoczyć do "I Got My Tooth Removed", można zacząć się zastanawiać, czy nie zrobiliśmy przypadkiem o jeden skok za daleko i trafiliśmy do innej playlisty. Nie ma tutaj ani nightcore'owych wokali, ani brostepowego beatu, jest... ska w zniekształconej, ale bardzo czytelnej postaci.

 

Gatunek, który po trzeciej fali - wzniesionej przez takie projekty, jak Voodoo Glow Skulls czy The Mighty Mighty Bosstones - wydawał się wymarły, ale kilka lat temu wezbrała następna, na szczycie której serfuje ekipa z The Interrupters i także to nie umknęło uwadze Dylanowi i Laurze. Uwrażliwienie na drobne smaczki może być przekleństwem duetu, bo już nie brakuje głosów, jakoby pogubili się i utracili czujność, sięgając po tak odległe zjawisko, choć faktycznie to część słuchaczy nie zauważyła momentu, kiedy kolejny krąg gatunkowego recyklingu został zatoczony. Wystarczy zresztą uważnie wsłuchać się w "Stupid Horse" z pierwszego albumu, by również w nim zidentyfikować naleciałości ze ska, tyle że tym razem zdjęto z nich grubą warstwę hyper-filtru. Trzeba przy tym dodać, że "I Got My Tooth Removed" to jeden z bardziej oryginalnych utworów ska ostatnich lat, zdecydowanie ciekawszy od retro-brzmienia Buster Shuffle i odważniejszy od wyprodukowanego na popową modłę Roshambo.

 

Dekodowaniu "10,000 Gecs" można by poświęcić tyle samo czasu, co analizie "P.O.L.O.V.I.R.U.S-a" Kur i prawdopodobnie gdyby Tymon Tymański w 1998 roku sięgnął po auto-tune, dzisiaj byłby dla hyperpopu tak samo istotną postacią, jak Iggy Pop dla punk rocka. Sarkastyczne, czarne poczucie humoru jest u wszystkich trojga identyczne; mozaikowa konstrukcja albumu z odwołaniami do najbardziej oczywistych cech szeregu gatunków również; ale rezultatów nie da się spłycić do poziomu kabaretowych żartów. Prawie rapcore'owe zwrotki z "Billy Knows Jamie" zostają w pamięci na długo; podobnie numetalowy riff z "Dumbest Girl Alive" (nie da się uniknąć skojarzeń z "Last Resort" Papa Roach) i pop-punkowy refren z "Hollywood Baby"; a od tego w "Mememe" nie sposób się uwolnić, nawet jeżeli przestaniemy udawać, że nie kojarzy się nam z "I'm a Gummy Bear".

 

Nie wszystkie ryzykowne pomysły bronią się na tyle, by z chęcia do nich wracać na więcej niż pojedyncze przesłuchanie. Dęciaki i skank z "I Got My Tooth Removed" jako hermetyczny komentarz dotyczący stanu muzyki z 2023 roku wzbudzają uśmiech, ale trudno odmówić sobie przeskakiwania tej "ciekawostki" przy powrotach do albumu. Jeszcze szybciej zniechęca do siebie "Frog on the Floor" - nieironiczna piosenka o żabce przypominająca "Alphabutt" Kimyi Dawson, ale bez uroku i choćby minimalnej wartości edukacyjnej, którą po minimalnej korekcie tekstu dałoby się wpasować do programu stacji MiniMini+. 100 Gecs operuje środkiem ekspresji, który jest wyjątkowo trudno do ujarzmienia w muzyce. Smutek, mrok, gniew czy rozpacz automatycznie nabierają szlachetności jako odbicia niełatwych do publicznego ujawnienia stanów emocjonalnych, przed radością i humorem staje natomiast konieczność udowodnienia wartości artystycznej, co nie jest bezzasadne - mamy w Polsce wiele koszmarków (od Kabanosa przez Braci Figo Fagot po Nocnego Kochanka) dobitnie pokazujących, jak koszmarna może być "śmieszna muzyka". Dylan i Laura ostatecznie potrafią się wybronić, a kilka nieudanych gagów nie zepsuje znakomitego skeczu.

 

Na "10,000 Gecs" znalazły się zarówno najlepsze utwory w historii duetu, jak i najgorsze, ale ramię w ramię bezbłędnie odzwierciedlają zeitgeist współczesnej muzyki, sięgając przy tym po tak drobne niuanse, że nawet najbardziej dociekliwi komentatorzy z Reddita i Rate Your Music nie wychwycą wszystkich. Nie ma zresztą takiej potrzeby, 100 Gecs niczego nie robi przecież na poważnie. Jak powiedział kiedyś Mel Brooks, tragedia jest wtedy, kiedy odetniesz sobie palec. Komedia, kiedy wpadniesz do otwartego kanału ściekowego i umrzesz - ten album to kanał ściekowy, do którego aż chce się zanurkować.


Dog Show/2023




Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce