Obraz artykułu Zdechły Osa - "Breslau Hardcore"

Zdechły Osa - "Breslau Hardcore"

80%

"Głos pokolenia" to przedziwne zjawisko, bo słyszą go na ogół przedstawiciele starszych pokoleń, którzy desperacko potrzebują wytypowania tej jednej postaci obrazującej wszystko, co kojarzy się im z osobami o półtorej-dwie dekady młodszymi. Skutki mogą przypominać eksodus nastolatków z Facebooka, kiedy okazało się, że jest na nim już każdy, kogo spotykają przy wigilijnym stole, ale Osa nie dał zrobić z siebie cicerone po świecie młodych - mówi wyłącznie we własnym imieniu.

We własnym imieniu o wyniszczaniu siebie nawykami, które przepalają styki, ale biada każdemu, kto sięgnie po "Breslau Hardcore" z nadzieją na włączenie tych czternastu utworów do repertuaru codziennych rytuałów służących wspieraniu leczenia uzależnień. Ich działanie przypomina wrażenia po lekturach "Ćpuna" Williama S. Burroughsa, "Trainspotting" Irvine'a Welsha albo czegokolwiek Huntera S. Thompsona - niby przestroga przed zgubnym wpływem używek uderza bezpośrednim, zohydzającym komunikatem, a jednak kryje się w nim romantyczne utrapienie wabiące obietnicą przeżycia czegoś wyjątkowego.

 

Żadnych intencji nie da się przy tym Osie przypisać. Daleko mu do dosadnego: Quit, quit it, forget it, jakim Run-D.M.C. w "Pause" przekonywało, że narkotyki są złe; nie bliżej do wcielania się w palącego Buddę z tekstu Bone Thugs-N-Harmony. "Breslau Hardcore" to raczej dokumentacja stanów, z jakimi przez ostatnie dwa lata przyszło mu się zmagać i jakie nadal stanowią jego codzienność, a nie obraz pokonanej słabości, którą oglądałby z boku i poddawał refleksjom. Osa wstrzymuje się od oceny, doradzania, ostrzegania, zachęcania - na niespełna pięćdziesiąt minut po prostu wpuszcza nas do swojej głowy, co jest mniej więcej tak samo intymne i zarazem niekomfortowe, jakie byłoby trzymanie jej, gdyby zwracał treść żołądka po afterze wieńczącym kolejny koncert.

 

Przypisywaną Osie gatunkową dychotomię - z jednej strony hip-hop, z drugiej punk rock - już po premierze "Sprzedałem dupe" należało uznać za nieaktualną, teraz nie ma po niej śladu, choć elementy obydwu nadal są wyraźnie zaznaczone. Drugi od początku objawiał się przede wszystkim w aurze, bo chociaż w "Jezusie po tygodniu we Wrocławiu" (nagranym wraz z WalusiemKraksąKryzysem) dominują prosty perkusyjny beat i przesterowana gitara, przypominają bardziej digital hardcore na zwolnionych obrotach, z poziomem decybeli obniżonym do tego stopnia, by nie przeszkadzały dwugłosowi. Najbliżej punk rocka jest w drugiej części "Ajax Haze x Wrażliwe chłopaki", ale to niemal jego przerysowana wersja, z nienaturalnie dla gatunku podkreślonymi uderzeniami stopy, przy której kultowe Smar SW zasługuje na miano prog-punka. Na co nie należy się obrażać - Zdechły Osa nie jest liderem grupy rekonstrukcyjnej, a poza tym nic nie może lepiej wyrażać punkowego ducha od łamania zasad i konwenansów.

 

Dla kontrastu pierwsza część "Ajax Haze x Wrażliwe chłopaki" nie dość że nie mknie w równie szybkim tempie, to towarzyszy jej łagodna syntezatorowa melodia. W "Zakochanym kundlu" i przede wszystkim w "Napizgałem zwrotkę" dudnienie basu ożywia subwoofer; w "Kurtyzance za 2 dychy" DJ Zeten i 1988 pokazali świeże, oryginalne podejście do phonku; "Ściany pod wrażeniem" zahaczają o synthwave; jak się dobrze wsłuchać, to w "Dobrej śmiechawie" można odszyfrować skrajnie zniekształcony dub; a "Nawyki" sięgają wstecz aż do lat 80., przywołują zarówno boombapowy beat, jak i klasycznego funky worma.

 

Dla jeszcze wyraźniej zarysowanego kontrastu, w ostatnich dwóch utworach ("Do widzenia" i "Elo" - podwójnym pożegnaniu) gościnnie zaśpiewały odpowiednio BrodkaSarsa - obydwie wpasowały się w świat Osy znacznie swobodniej niż wcześniej on próbował wejść do ich twórczości, gdzie przypominał tego akurat popularnego rapera, który zaliczał zwrotki u szeregu pop-gwiazd w okolicach 2000 roku. Tutaj rezultat wydaje się bardziej przemyślany i wypracowany wspólnymi siłami, zaskakuje zwłaszcza duet z Sarsą na niemal electro-industrialnym beacie, bo jeszcze dwa lata temu nie tylko nikt by nie pomyślał, że może się to udać, ale nawet, że w ogóle może do tego dojść.

 

Przy tak dużym zróżnicowaniu materii dźwiękowej "Breslau Hardcore" powinien przypominać mixtape - zbiór luźno powiązanych utworów, ale Osa sam w sobie jest wystarczająco charakterystyczny, by na te wszystkie odcienie nałożyć uspójniający filtr. Z głową tak szeroko otwartą na niuanse zaczerpywane z przeróżnych gatunków muzycznych nie prędko wystrzela się z pomysłów. Oby tylko nie wpadł w pułapkę, w której urządziło się wielu dawnych punków powtarzających od trzydziestu-czterdziestu lat te same hasełka, przypominających karykatury dawnych siebie. Wydaje się, że to odpowiedni moment na skorygowanie kursu, co nie powinno być zresztą okupione dużym wysiłkiem, jeżeli wziąć pod uwagę dotychczasową transformatywność Zdechłego Osy.


Warner Music/2023



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce