Obraz artykułu Skrillex - "Don't Get Too Close"

Skrillex - "Don't Get Too Close"

63%

Parafrazując popularny youtubowy wideoesej, każdy mój ziomek nienawidzi Skrillexa. Sonny Moore posądzany jest o zamordowanie prawdziwego dubstepu i kompletną zmianę znaczenia tego gatunku w mainstreamowym dyskursie. Z upływem lat odpuszczał jednak pierwotną, brostepową stylówkę, wpuszczając do niej więcej szeroko pojętej tanecznej elektroniki.

Mimo że ostatni solowy album producenta ukazał się w 2014 roku, w ostatnich miesiącach można było zaobserwować wzrost zainteresowania jego działalnością, głównie za sprawą fenomenalnego "Rumble", które wyprodukował razem z Fredem again.., czyli jedną z aktualnie najgłośniejszych ksywek w elektronice. Kilka dni temu Skrillex razem z Fredem i Four Tetem ogłosili i błyskawicznie wyprzedali show w Madison Square Garden, podczas którego pierwszy z nich wypuścił nowy album - "Quest For Fire", bardziej bangerową propozycją, a dwa dni później zaprezentował "Don't Get Too Close", krążek w bardziej popowej i introspektywnej opcji.

 

Nie sądziłem, że w roku 2023 coś sprawi, że będę czuł się zachęcony do sprawdzenia ponad trzydziestu minut nowej muzyki Skrilleksa, ale rzut okiem na listę gości szybko mnie przekonał. Z najciekawszych mamy tutaj Yung Leana, aż dwa numery z udziałem Bladeego, Chief Keefa w kombinacji z Corbinem czy PinkPantheress. Liczyłem na to, że dobór gości zachęci Sonny'ego do pójścia z produkcją w nieoczekiwane rejony, ale niestety trochę się przeliczyłem.

 

Najbardziej błyszczą te utwory, które zwracają się w kierunku brytyjskich stylów. "Way Back" to bardzo typowy przelot w stylu PinkPantheress, głównej wokalistki utworu, z dodatkiem refrenu Trippiego Redda. Ciekawsze ruchy, jak obłożenie Leana i Bladeego na garage'owym beacie w "Ceremony" czy właściwie liquid-drumandbassowy numer ze Swae Lee okazały się strzałami w dziesiątkę. "Selecta" czy "3AM" to też po prostu świetnie bujające numery, a wolniejsze momenty albumu - jak otwierające "Don't Leave Me Like This", outro z "3AM" czy intro utworu tytułowego - zrobiły na mnie duże wrażenie, przywodząc momentami na myśl nowsze produkcje spod znaku progressive electronic. Największą bolączką albumu jest utwór tytułowy. Po ponad minutowym, pięknym wstępie z dźwiękami handpanu, kojarzącym się z morskimi etapami z platformówek, dostajemy absurdalnie banalny lirycznie wokal Bibi Bourelly z melodią jak z piosenki dla dzieci. Co ciekawe, usłyszymy tutaj również wokal samego Skrillexa.

 

Cała reszta wydawnictwa to niestety po prostu kawałki na wskroś poprawne, średnio ciekawych trapowych bitów nie uratuje nawet udział Chief Keefa czy Kida Cudiego, a w pop-rapowej pozycji z Justinem Bieberem i Don Toliverem nie czuć nic autorskiego - to równie dobrze mógłby być po prostu kolejny kawałek na albumie Biebera.

Jest na "Don't Get Too Close" czego słuchać, ale jest też co pomijać. Znalazło się tutaj wiele ciekawych pomysłów, niestety ich wykonanie nie zawsze stoi na najwyższym poziomie. Warto jednak odpuścić Skrilleksowi potknięcia z nowego albumu i stare grzeszki, bo odświeżona formuła póki co zapowiada się bardziej niż przyzwoicie.


Owsla/2023



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce