Obraz artykułu Gorillaz - "Cracker Island"

Gorillaz - "Cracker Island"

76%

W ostatnich latach technologia nie tylko dogoniła Gorillaz - wirtualny zespół o płynnym składzie - ale nawet wysunęła się na prowadzenie za sprawą całych albumów generowanych przez sztuczną inteligencję. Jeżeli trzymać się metafory wyścigu, przypomina to jednak wystartowanie Teslą Roadsterem w zawodach gokartów, ale zespół 2-D/Damona Albarna nie próbuje dokonać niemożliwego i prześcignąć giganta. Zamiast tego zwalnia i rozkoszuje się widokami za oknem.

Próżno na "Cracker Island" szukać przebojów na miarę "Feel Good Inc.", "Clint Eastwood" albo "Dare" (po "Demon Days" Gorillaz nigdy nie skomponowało zresztą refrenów równie szybko chwytających i równie długo powracających w pamięci). Syntezatorowa melodia i gwizd w "Silent Running" czy funkowy groove z "New Gold" potrafią wprawdzie zagnieździć się w głowie na dłużej, ale większość z tych niespełna czterdziestu minut wypełnia dryfowanie na łagodnych dźwiękach.

 

Sielankowe, nawet jeżeli w końcówce rozproszone niby pop-punkiem z przesterowaną na hyperpopową modłę gitarą, "Skinny Ape"; utrzymane w średnim tempie, w warstwie dźwiękowej sprawiające wrażenie optymistycznego "Oil" z gościnnym udziałem Stevie Nicks z przeżywającego w ostatnich latach drugą młodość Fleetwood Mac; rozświetlone reggaetonem, karaibskim nastrojem i tekstem w hiszpańskim języku odśpiewanym przez Bad Bunny'ego "Tormenta" - każde z nich sprawia, że chociaż album ukazał się w drugiej połowie zimy, meteopaci mogą odczuć bóle głowy po gwałtownym nadejściem słonecznego lata. Jeżeli zapragną jednak powrócić do temperatur poniżej zera, deszczu i szalejącego nad głowami tajfunu, wystarczy wgryźć się w teksty.

 

Tytułowa wyspa to Wielka Brytania, a cracker to pejoratywne określenie białego człowieka, co po zsumowaniu daje refleksję na temat współczesności ubraną w formę symbolicznego pochłonięcia przez fanatyzm w wyimaginowanej, odciętej od świata sekcie (ostatnim krzyku mody Hollywood - chociażby Jared Leto i Ezra Miller pokusili się o wcielenie w role religijnych liderów). Lekki ton muzyki nie jest więc w tym ujęciu ostrym kontrastem, a raczej wczuciem się w perspektywę zaślepionych mieszkańców i mieszkanek Cracker Island przekonanych o odnalezieniu raju na Ziemi, niedostrzegających, że ktoś wzniecił w nim pożar. Jeżeli odjąć otoczkę fabularną, zostaje sprzeciw wobec alt-rightowej wizji świata i transferu ludzkich świadomości do mediów społecznościowych. Można kręcić nosem, że podobne tematy są ostatnio poruszane nieustannie, ale trzeba wtedy pójść o krok dalej - gdybyśmy nie musieli każdego dnia mierzyć się z rasizmem, ksenofobią, teoriami spiskowymi i coraz bardziej agresywną rzeczywistością internetu, na pewno nikomu nie chciałoby się o nich śpiewać.

 

Jeżeli już narzekać na powtarzalność, to raczej na tę w sferze muzycznej. Ponad dwie dekady temu, na debiutanckim albumie, Albarn ze spółką zdołali pojednać alternatywny rock i dub, lo-fi i hip-hopowe scratche, utwory instrumentalne i wokalne, radosne i ponure. Paleta barw odzwierciedlała charakter zespołu - podobnie jak można było dorysować mu każdy dostępny dla niczym nieograniczonej fantazji atrybut; tak też dało się dołożyć każdy dźwięk. Dzisiejsze Gorillaz może nie gra ich mniej, ale gra je wszystkie naraz. "Cracker Island" to wyciąg z niezliczonych inspiracji - współistnieją jednocześnie w niemal każdym utworze. Z jednej strony stopień spójności jest w rezultacie bez porównania wyższy, faktycznie mamy do czynienia z materiałem od początku do końca przemyślanym jako album (czego o "jedynce" nie da się napisać); z drugiej nieokrzesane i nieprzewidywalne Gorillaz potrafiło wzbudzić znacznie intensywniejsze odczucia. To samo tyczy się zresztą gości - Thundercat, Stevie Nicks, Tame Impala czy Beck to ekstraliga, ale zarazem osoby, które z łatwością wchodzą w tę konwencję i wydają się bezpiecznymi wyborami.

Bardziej refleksyjne niż taneczne Gorillaz, zachęcające raczej do wtopienia się w ulubiony fotel i wpatrywania w niebo za oknem niż podrywające z niego potężnym beatem albo zaskakującym mariażem gatunkowym, może nie ma dawnej intensywności, ale jako album tematycznie głęboko zakorzeniony w realiach 2023 roku, "Cracker Island" przynosi potrzebną chwilę wytchnienia i ulgi, której nie przysłaniają eskapistyczne wizje i udawanie, że wszystko jest w porządku.


Warner Music/2023



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce