Obraz artykułu Lil Yachty - "Let's Start Here"

Lil Yachty - "Let's Start Here"

86%

Od skromnych początków na przepełnionym konkurencją Soundcloudzie po viralowy rap o spacerze w Polsce - Lil Yachty przeszedł długą drogę, na której było zdecydowanie więcej wzlotów niż upadków. Dotychczas wydawała się jednak linearna, ale ni stąd, ni zowąd podjął decyzję o porzuceniu firmowego bubblegum trapu i przeniesieniu się do alternatywnej rzeczywistości, którą podporządkował sobie od pierwszych dźwięków, a publiczność razem z nią.

Yachty kompletnie tego nie potrzebował. Nie tylko podbijał listy przebojów i zgarniał platyny za kolejne single, nie tylko nagrywał z Migos czy Charli XCX, ale był również modelem Kanye Westa, podkładał głos pod Zieloną Latarnię w animowanym "Młodzi Tytani: Akcja Film" i podobno pracuje obecnie nad filmem aktorskim na podstawie... gry karcianej Uno. Nie musiał wysilać się na nic więcej, wystarczyłoby odgrywać ten sam przebojowy patent w nieskończoność i nigdy nie zabrakłoby dopływu gotówki, ale okazał się osobą nieprzeciętnie ambitną i postanowił gruntownie przebudować swoją muzyczną tożsamość.

 

Osobie ze sztabu marketingowego, której przyszło do głowy reklamowanie "Let's Start Here" jako zwrotu w kierunku rocka psychodelicznego należy się wprawdzie karny (ale bez dwóch zdań przyjemny) odsłuch kultowej składanki "Nuggets: Original Artyfacts from the First Psychedelic Era, 1965-1968" w ramach uzupełnienia wiadomości na temat dźwiękowych zapisów odlotów na LSD sprzed sześciu dekad; niemniej gitar (zwłaszcza basowej, często zahaczającej o funk), akustycznej perkusji i analogowych syntezatorów o retro brzmieniu jest tak wiele, że niekiedy tylko głos utrzymuje więź ze współczesnością. Co najbardziej zaskakujące, doskonale wpasowuje się w konwencję, zazwyczaj grawitując ku soulowi lub popowi, rzadziej biorąc kurs na rap.

Yachty zdołał uniknąć zarazem przesadnej ostrożności niepewnego siebie neofity, jak i niepotrzebnej brawury niekiedy towarzyszącej próbom uwiarygodnienia przynależności czy własnej wartości. Można by się czepiać, że aż siedmiu autorów i pięciu producentów jednego utworu to odczłowieczająca, wysysająca emocje praktyka do przesady polerowanej muzyki mainstreamu, ale kiedy usłyszy się rezultat pracy tego sztabu nad otwierającym album "The Black Seminole", uprzedzenia natychmiast zostają wyparte przez zaciekawienie.

 

Palce na osamotnionym syntezatorze z pierwszych trzydziestu sekund szybko przeskakują z klawisza na klawisz, ale aura wydaje się senna, co niespiesznie wystukiwany rytm i bulgoczący na pierwszym planie bas wraz z łagodnym wokalem chwilę później potwierdzają. Kiedy instrumentarium wspina się ku wysokim dźwiękom, trudno uciec od skojarzeń z Pink Floyd z okresu "The Division Bell", kiedy schodzi niżej, da się wychwycić inspiracje dubowe. Kiedy wchodzi gitarowe solo, rozdziera malowany przez dwie i pół minuty pejzaż zajadłym rykiem, jakiego nie powstydziłby się James Williamson z The Stooges (o ile grałby na zwolnionych obrotach); a kiedy w połowie dynamika opada niemalże do poziomu ciszy, a z głośników wydobywają się ambientowe odgłosy, to tylko po to, by chwilę później doprowadzić do spektakularnego, progrockowego finału, gdzie za pomocą tryli i melizmatów bryluje znakomita wokalistka, Diana Gordon. W siedem minut dzieje się tutaj tak wiele i na tak ogromną skalę, że po przesłuchaniu może pojawić się potrzeba wciśnięcia pauzy i przetrawienia w ciszy wszystkiego, czego właśnie się doznało.

 

Niczego Lil Yachty'emu nie ujmując, nikt nie mógł spodziewać się po nim tak złożonej kompozycji. Może prawdziwa okazuje się zapowiedź Will.I.Ama z Black Eyed Peas, któremu niewiele osób dawało wiarę, kiedy pięć lat temu w wywiadzie dla Rolling Stone'a zapowiadał wielki powrót muzyki instrumentalnej i wykazywanie się kunsztem jako sposób na zwalczanie "sztuki" generowanej przez sztuczną inteligencję. Przez trzynaście kolejnych kawałków, niemal równą godzinę, "Let's Start Here" nie spuszcza z tonu ani na chwilę, a w dodatku żaden z nowych pomysłów artysty z Atlanty nie zostaje powielony. W "The Ride" można doszukiwać się inspiracji Tame Impalą; wyprodukowane między innymi przez Magdalena Bay "Running Out of Time" sięga do początków disco, ale z dodatkiem funkowego basu przypominającego dokonania MonoNeona; "The Zone" powinno być solidnym argumentem we wciąż trwającej debacie na temat etyki korzystania z auto-tune'a (mimo że od jego wynalezienia minęło już ćwierć wieku), przemawiającym na jego korzyść, o ile jest stosowany ze smakiem i pomysłem; gitarowy reverb w "We Saw the Sun!" wprowadza w stan błogiego uniesienia; a finałowe "Reach the Sunshine" wydaje się ze wszystkich sił podważać słuszność wyboru akurat takiego tytułu, z powodzeniem mogłoby się wpasować w debiut Zeal & Ardor.

 

Niezaprzeczalnie Lil Yachty zadał sobie trud wsiąknięcia w tę muzykę, a nie jedynie pożyczenia kilku charakterystycznych dla niej schematów jak chociażby w przypadku przetworzonego przez Willow pop-punka (co robi fenomenalnie i celowo na płytkim poziomie). Aż trudno uwierzyć, że to ten sam człowiek, który rapował niegdyś o dmuchaniu w wiolonczelę, bo wziął ją za instrument dęty ("Peek a Boo") albo stosował dissy najniższych lotów pokroju: You stinky and dirty like farts ("X Men"). Z drugiej strony, ma zaledwie dwadzieścia pięć lat, nadal się rozwija, nadal poszukuje i właśnie udowodnił każdemu, kto drwił z jego potknięć, że od strony artystycznej ma do powiedzenia znacznie więcej. Jeżeli dotąd postrzegaliście Lil Yachty'ego jako kolejną twarz wyeksploatowanego do granic możliwości trapu, warto zweryfikować ten pogląd, a zwłaszcza, jeżeli zasłuchiwaliście się w debiucie Silk Sonic, macie słabość do Marvina Gaye'a i melancholijnego rocka progresywnego, a nazwy Brother Zulu, Tendavillage czy Jackie's Boy nie są wam obce.


Quality Control/2023



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce