Obraz artykułu Magowie - "Zmiana czasu"

Magowie - "Zmiana czasu"

79%

Nauczyliśmy się przyjmować dokonywaną dwukrotnie w ciągu roku zmianę czasu jako coś zwyczajnego, ale jeżeli zastanowić się nad nią, zaczyna przypominać abstrakcyjną koncepcję. Nie dość, że nie wszystkie kraje zmieniają czas, nie dość, że jedne obstają przy letnim, drugie przy zimowym, to jeszcze ludzkie metody ujarzmiania czasu przestają obowiązywać, kiedy oddalimy się w przestrzeń kosmiczną. Od myśli do myśli coraz częściej nasuwa się wniosek, że chyba tylko jacyś magowie byliby w stanie to wszystko pojąć, a nawet nie jacyś, tylko Magowie.

"Skazani na free jazz" - tytuł jednego z utworów - pozwala na zorientowanie się, jaką galaktykę nastrojów będziemy przemierzać. W odróżnieniu jednak od treści utworu "Skazany na bluesa" Dżemu, wydaje się, że wyrok nie dotyczy muzyków (uciekających z domu po to, by stanąć na scenie), tylko słuchaczy zmuszonych do odsiedzenia trzydziestu czterech minut przed głośnikami, nawet gdyby nie mieli na to ochoty. Raz włączonej "Zmianie czasu" trudno odmówić możliwości dotarcia od pierwszego do ostatniego dźwięku - zostały ułożone względem siebie tak, by potęgować zainteresowanie.

 

Otwierający wydawnictwo "Rzut dyskiem" nabiera rozpędu bez pośpiechu, ale zamiast podążać drogą subtelnego crescendo, po niespełna trzydziestu sekundach przyspiesza pchany naprzód siłą nerwowych, gęsto słanych uderzeń po całym zestawie perkusyjnym i futurystycznego dźwięku syntezatorowego. Wbrew schematom, saksofon trzyma się drugiego planu, z czasem zaczyna tworzyć splot z gitarą elektryczną i chociaż obydwa instrumenty często postrzegane są jako atrybuty liderów, tutaj odpowiadają przede wszystkim za generowanie osobliwej aury, która zachęca do wyczekiwania nieoczekiwanego. Przypomina to nastrój na przykład "The Magic City" Sun Ra, ale o ile na space-jazzowym klasyku z połowy lat 60. ubiegłego stulecia była to zasługa piętnastu osób, tutaj wystarczają cztery. Podobnie jednak jak dla kosmicznego pianisty, tak i dla warszawiaków kierowanie się dyscypliną wewnątrz chaosu wydaje się mieć istotne znaczenie. W przypadku "Rzutu dyskiem" wyrażone za pomocą krótkiej, powtarzającej się sekwencji odgrywanej na gitarze basowej, która wprowadza w niemal hipnotyczny stan.

 

Magowie opanowali w dodatku posługiwanie się ciszą, składnikiem muzyki, który z dźwiękiem współdzieli tylko jeden parametr - czas trwania. Jak dowiódł John Cage, z perspektywy jednostki doświadczanie ciszy nigdy nie jest możliwe, ale posługiwanie się jej niedoskonałym odbiciem czy to dla poszerzenia odstępów pomiędzy kolejnymi intencjonalnymi dźwiękami, czy dla obniżenia poziomu dynamiki do niezbędnego minimum to sztuka niełatwa. Do "grania" ciszą potrzeba wyczucia, bo o sekundę zbyt długa może wprawić publikę w poczucie dyskomfortu (co nie musi być negatywnym zjawiskiem, o ile pokrywa się z intencjami artysty), za krótka przemknie z kolei niezauważona. Jak dobrze zrównoważyć skrajności, pokazuje sonorystyczny utwór "Mijam drzewo mówię mu cześć", a także skonstruowany na wyraźniejszych kontrastach "Skazani na free jazz (reprise)".

 

Zazwyczaj na froncie bryluje perkusja, co nie jest wynikiem celowego podkreślenia jej w trakcie miksowania materiału, a raczej grania z przynajmniej jedną pałeczką nieustannie wymierzoną w któryś z talerzy (najczęściej ride). Najgłośniejszy z akustycznych instrumentów nie jest jednak u Magów zachłanny - w "Stefie mocy" niekiedy wycofuje się, by zostawić pole do dialogu saksofonów tenorowego i altowego oraz ludzkiego głosu; a w "Złocie magów" poddaje się skojarzeniom ze szkolnymi lekcjami muzyki wywołanymi za sprawą dziecięcego sposobu gry na flecie. Wyraźnie natomiast to właśnie on wyznacza kurs, w kiedy powierza się tę rolę instrumentowi niezdolnemu do odgrywania melodii, za to pobudzającemu rytmem i bitem, całe ciało słuchacza bezwiednie podryguje.

Podróż przez czasoprzestrzeń w towarzystwie Magów nie będzie odkrywaniem nieznanego, ale tak się akurat złożyło, że za kilka dni minie dokładnie pół wieku, odkąd człowiek po raz ostatni postawił nogę na Księżycu, więc chociaż znamy te rejony, bywamy w nich na tyle rzadko, że każda kolejna wizyta wydaje się pasjonująca i wyjątkowa.


Instant Classic/2022



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce