Obraz artykułu Nene Heroine - "Mova"

Nene Heroine - "Mova"

88%

Na debiutanckim albumie Nene Heroine rozpychało się w jazzowej szufladce, udowadniając nie tylko, że jest wyjątkowo pojemna, ale także demaskując jej drugie, pełne różnorodnych naleciałości dno. Po trzech latach kwartet przejął całą szafę, a skarbom ukrytym w jej wnętrzu można się przyglądać godzinami.

Dzisiaj trudniej niż kiedykolwiek dotąd uznać, co właściwie jest jazzem, a co pod tę kategorię nie powinno być zaliczane. Prężna scena brytyjska śmiało korzysta z wpływów zaczerpniętych z rocka psychodelicznego (The Comet is Coming) czy Motown (Emma-Jean Thackray) i nawet w najodważniejszych mezaliansach nie pozostawia złudzeń co do tego, z jakiego wyrasta korzenia, ale darkjazzowe projekty Jasona Köhnena, viral jazz spod znaku Domi & JD Becka czy jazzowe odchylenia blackmetalowego Imperial Triumphant (dzięki któremu Kenny G został doceniony w znacznie szerszych kręgach) pozostają kwestiami spornymi.

 

Nene Heroine można ulokować pomiędzy tymi skrajnościami - jest tutaj wystarczająco dużo jazzu, by bez trudu zdekodować jego język, ale nie brakuje również zdecydowanych zwrotów w odmiennych kierunkach, które odsłuchiwane wyłącznie w kulminacyjnych momentach podpowiadają skojarzenia z dubem (między innymi pierwsza połowa "L.H.M"), indie rockiem (między innymi druga połowa "L.H.M"), post-rockiem (środek "Na dłoni"), post-punkiem ("Yugen") czy indie popem ("Wola" z bardzo subtelnym, a zarazem przebojowym gościnnym występem Kasi Lins).

 

Jeżeli jednak przyjdą wam do głów utwory najpopularniejszych przedstawicieli/przedstawicielek tych nurtów, doszukanie się ich w bulgocie basu, szarpnięciu za struny gitary, moogowym pejzażu, melancholijnym zawodzeniu saksofonu czy perkusyjnym bicie niepostrzeżenie zmieniającym tryby z prostego i tanecznego w bardziej połamany będzie wymagało podniesienia niuansów do rangi istotnych elementów składowych. Faktycznie jednak większe wrażenie robi nie to, co Nene Heroine pożycza z szeregu gatunków, ale to, co w odwołaniach do nich pomija. Na przykład jeżeli w "Na dłoni" da się wyczuć posmak post-rocka, to nie za sprawą kojarzonego z nim tremolo, tylko iteracji, motoryki, szeroko zakrojonych zmian dynamiki czy crescendo w finale. To nieoczywiste podejście i należy tę cechę rozciągnąć na każdy z ośmiu utworów umieszczonych na albumie.

 

Z brytyjskimi młodymi talentami współczesnego jazzu Nene Heroine łączy natomiast zboczenie z autostrady free jazzu, na której każdy gna na złamanie karku, byleby tylko zagrać jeszcze dziwniej, jeszcze fantazyjniej, w jeszcze bardziej zaskakującym metrum. To muzyka spokojnych bezdroży, niekiedy wręcz pejzażowa ("Lot"), czasami przebojowa ("Wola"), niewymagająca odrobienia lekcji z Colemana i Aylera, żeby w nią wsiąknąć i słuchać bez poczucia, że kryterium emocjonalnego zaangażowania to za mało, potrzeba również wiedzy.

 

"Mova" ma wiele do zaoferowania osobom "siedzącym" w jazzie, ale tyle samo podsuwa każdemu, kto kojarzy gatunek tylko z Kamasim Washingtonem, Louisem Colem i może jeszcze z Tomaszem Stańką. Skomponowanie utworów, które jeżeli chce tego słuchacz, potrafią być zawiłe i zdatne do wnikliwych analiz, a jeżeli woli, mogą po prostu wpadać w ucho i zmuszać stopę do przytupywania to niełatwe zadanie, wymagające większego wysiłku niż zatracanie się w szaleńczych improwizacjach. Trójmiejski zespół sprostał mu w znakomitym stylu i oby los był po jego stronie w zakresie organizowania koncertów, bo ma wszelkie atuty, by podbić europejskie i światowe sceny.


Alpaka Records/2022



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce