Obraz artykułu Willow - "Coping Mechanism"

Willow - "Coping Mechanism"

82%

"Dzięki mojej magii, zostanie przeniesiona do wymiaru, gdzie zło nie będzie w stanie jej tknąć" - te słowa wypowiedział Willow, ale ten z filmu fantasy Rona Howarda z 1988 roku. Wystarczyłoby jednak zamienić magię na muzykę i będzie równie dobrze pasowało do nowego albumu Willow Smith, której pop-punkowe, podnoszące na duchu refreny wydają się odporne na całe zło świata.

W lato minął mniej więcej rok, od kiedy ogłoszono wielki powrót pop-punka i nie można było odmówić mu rozmachu - Olivia Rodrigo wyrosła na jedną z najjaśniej świecących gwiazd mainstreamu, Avril Lavigne ponownie została idolką młodzieży (wydała także nowy album), kurs na pop-punk obrały między innymi Poppy, Pale Waves czy właśnie Willow.

 

Po mniej więcej dwóch dekadach od pierwszego podboju list przebojów nurt wzmocnił się o wartościowe treści, osobiste perspektywy, a w dodatku niemal w całości wyśpiewywane przez kobiety, ale powtarzaniu dawnego sukcesu grozi również powtórzenie jego porażki. Któregoś dnia na pewno do tego dojdzie, ale jeszcze nie dzisiaj, a Willow najpewniej będzie wtedy w zupełnie innym miejscu, czego "Coping Mechanism" jest przedsmakiem.

 

Na ubiegłorocznym "Lately I Feel Everything" (recenzję w podcaście Soundrive Live znajdziecie poniżej) córka Jady i Willa definitywnie pożegnała się z połączeniem dream popu z r'n'b, ale w inicjacji nowego wcielenia towarzyszyli jej dodający otuchy, przebojowości i z pewnością rady goście o niemałej rozpoznawalności - Cherry Glazerr, Tierra Whack, Avril czy Travis Barker, dla którego to już chyba kompulsywny odruch, by nagrać kilka beatów we wszystkim, co ociera się o spopularyzowany przez jego macierzysty Blink-182 pop-punk. Przesadą byłoby uznanie, że Willow dała się zdominować, ale na nowym krążku jest tylko jeden gość, poruszający się w kompletnie odmiennej stylistyce Yves Tumor, a rezultat to jedenaście jeszcze odważniejszych, bardziej zniuansowanych, nietrzymających się kurczowo jednego nurtu utworów.

Willow próbuje nowych pomysłów, ale elementu popowego pilnuje jak świętości. Jeżeli w singlowym "Maybe It's My Fault" sięga po gitarowy riff z nu-metalowych rewirów, to dla kontrastu w refrenie śpiewa w najwyższych rejestrach, jakimi dysponuje i roztacza łagodną aurę (co w formie kontrastu jeszcze wyraźniejszych skrajności można ponownie usłyszeć kilka kawałków później, w "Ur a Stranger").

 

Jeżeli w "Why?" zahacza o grunge i konstruuje utwór na bazie nierównych, nerwowych uderzeń perkusyjnych; to wcześniej raczy nas ekstremalnie przebojowym, skonstruowanym na współbrzmieniu gitar elektrycznej i akustycznej "Falling Endlessly" (kawałku wyciągniętym wprost z podręcznika do komponowania autorstwa Yungbluda) oraz utrzymanym w podobnym tonie, ale wolniejszym, silniej emocjonalnym, wzbogaconym o partie klaskane rodem z hiciorów Avril "Curious/Furious".

 

Jeżeli początek "Hover Like a Goddess" bazuje na rytmie ska, to w środku zostaje zniwelowany samotną partią śpiewaną utrzymaną w duchu pop-r'n'b, której towarzyszą tylko pojedyncze szarpnięcia za struny gitary; a jeżeli w "Perfectly Not Close to Me" Willow gniewnie zdziera gardło, to zaraz później trafia prosto w serce ASMR-owym wokalem, o stopień intensywniejszym od Billie Eilish, w "No Control" (od strony aranżacji głosu najambitniejszym utworze, jaki dotąd nagrała).

 

Szukanie nowego najpełniej manifestuje się w tym, co jest dla Willow najbardziej jej własne - wokalu. Niekiedy nawet na przestrzeni pojedynczego utworu (chociażby tytułowego) moduluje głos w na tyle szerokim zakresie, że efekt przypomina dialog ze sobą samą. Dodatkowo wrażenie wzmacnia sposób wprowadzania zmian w wysokości, zakresie emocjonalności czy barwie - skokowy, bez płynności, najczęściej podzielony na tryb zwrotkowy i tryb refrenowy. Nigdy jednak przy przełączaniu ich nie dochodzi do spięcia, które mogłoby zaburzyć spójność - od początku do końca nawet na chwilę nie ma wątpliwości co do tego, że jest to album autorstwa Willow.

Przekonywanie, że to dzięki Willow rock nadal nie wyzionął ducha (bo na takie głosy można natrafić) jest oczywistą przesadą i może wyrządzić więcej krzywdy niż pożytku - osoby zasłuchane w rocku, świadome, że stracił na popularności, ale nie na kondycji, w konsekwencji z miejsca nastawioną się negatywnie. Za "Coping Mechanism" przemawia radiowa przebojowość bez radiowych banałów, melodie błyskawicznie wpadające w ucho, ale nie wymagające usprawiedliwiania się "grzeszną przyjemnością", a stworzenie takich nie jet wcale łatwiejsze od wirtuozerskich popisów.


MSFTS Music/2022




Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce