Choćby nie wiem jak bardzo trudne stawało się życie, nie poddawaj się - opowiadał o treści "Sing Me a Lullaby, My Sweet Temptation" $crim, uderzając w trywialny, niemal coachingowy ton. Ledwo pięć lat temu przekonywał, że wraz z Rubym da Cherrym (prywatnie kuzynem) zawarł pakt, na mocy którego jeżeli nie osiągną sukcesu do trzydziestki, odbiorą sobie życia, ale na szczęście nie przekonamy się, na ile faktycznie byli zdeterminowani, bo chociaż $uicideboy$ nie jest wymieniane jednym tchem obok Kendricka Lamara czy Kanye Westa, w swojej niszy już uchodzi za projekt kultowy.
Status bohaterów podziemia to w przeważającym stopniu zasługa właśnie babrania się we własnej rozpaczy, w rozgoryczeniu i we frustracjach, ale zmiana kierunku nie powinna poskutkować degradacją. Już w drugim na albumie "Matte Black" Ruby rzuca: Stoję nad swoim grobem, upewniam się, że jest wypełniony tymi, których mieliśmy uratować, co jest nie tylko zapewnieniem o nieodcinaniu się od przeszłości, ale także gwarancją, że duet ogląda się na te wszystkie osoby, które od lat odnajdują w jego muzyce ukojenie albo przynajmniej kompana do walki z okrutnym i niesprawiedliwym światem.
Za komunikat to nadal my można również uznać otwierające wersy pierwszego na albumie "Genesis" (ale nie te z intra - to akurat głos Freddy'ego Kruegera zapożyczony z zapomnianego przez świat serialu antologicznego "Koszmary Freddy'ego"). Fuck an-fuck an introduction, bitch, you already know to nawiązanie do siebie samego sprzed siedmiu lat, sampel z kawałka "Ugly", który pierwotnie ukazał się na mixtapie "High Tide in the Snake's Nest". Zabieg osobliwy, ale niezastosowany po raz pierwszy w historii - wielokrotnie korzystał z niego chociażby Nas. Tutaj wydaje się jednak pełnić rolę wykraczającą poza zabieg kompozycyjny, to swoiste potwierdzenie tożsamości i uwiarygodnienie przed fanami/fankami.
$uicideboy$ znalazło się w podobnej sytuacji do tej, z jaką Billie Eilish mierzyła się przed wydaniem drugiego albumu, kiedy publiczność tak bardzo uzależniła się od jej melancholii, że każdy przejaw radości odebrano jako zdradę. O ile jednak najmłodsza laureatka Grammy w historii nie czuła, że jest komukolwiek cokolwiek winna i bez skrupułów zatytułowała nowy materiał "Happier Than Ever", o tyle duet z Nowego Orleanu sprawia wrażenie, jakby utwór po utworze tłumaczył się, asekuracyjnie dobierał sample i podkłady, przekonywał, że każdemu z nich jakiś czas temu stuknęła trzydziestka, więc niektóre z dawnych wersów zabrzmiałyby teraz do bólu żenująco.
Kod genetyczny muzyki $uicideboy$ przeszedł subtelną mutację, na większości odcinków wygląda niemal identycznie jak w przeszłości. W "Escape From Babylon" czy "Ashes of Luxury" trap naturalnie splata się z łagodnymi uderzeniami cowbellu z "osiemset ósemki" - obydwa stały się ewenementami w rapie i z czasem rozprzestrzeniły się po całym mainstreamie, ale lata ich świetności dzielą cztery dekady, czego absolutnie nie da się tutaj wyczuć. Na całym wydawnictwie roi się od bitów zainspirowanych sceną Memphis z lat 90., kilku jej bohaterów zostaje nawet zsamplowanych (Three 6 Mafia czy przede wszystkim Kingpin Skinny Pimp), są także elementy wyrastającego z tego fundamentu phonku. Można by uznać, że dla $crima i Ruby'ego to standard, gdyby nie wyraźne zmiany w podejściu do produkcji. Niskie tony nie są już tak wyraziście akcentowane; łagodna melancholia wyplewiła agresywny mrok (zwłaszcza w "Matte Black", które ćwierć wieku temu pewnie nieźle by sobie poradziło na listach przebojów); a jakość kojarzona z soundcloudowym podziemiem ustąpiła poziomowi dorównującemu wielu najpopularniejszym rapowym projektom ostatnich lat (na pewno w czeluściach Reddita znalazł się już ktoś, kto dopatrzył się w takim ruchu sprzedania się).
Tu i ówdzie da się wychwycić przebłyski "dawnego" $uicideboy$, a kiedy duet przywołuje najbardziej swojskie, dopracowane do perfekcji, gęste i ponure podkłady podrasowane jakościowo wyraźnie solidniejszym brzmieniem, hipnotyzuje z tak wielką mocą, że trudno uniknąć zatrzymania się i zapętlania tego samego kawałka po wielokroć. Najlepszy przykład to "Fucking Your Culture" - może nieco odstający od reszty albumu nastrojem i energią (większość utworów wywołuje zasępienie, ten nie pozwala usiedzieć w miejscu), ale zarazem jeden z jego najmocniejszych punktów. Nie można też nie docenić hołdu dla retro-gier wideo z pierwszego kawałka, gdzie wybrzmiewa zarówno sentyment do lat 80. (sampel z "Super Mario Bros."), jak i 90. ("3D Pinball for Windows - Space Cadet").
Z potrzeby poszukiwania czegoś nowego nie da się uczynić zarzutu, z szukania wyłącznie na własnym podwórku - z jedną stopą wciąż za progiem bezpiecznej, domowej przestrzeni - już tak. Trzeci album $uicideboy$ na pewno nie jest zmarnowanym potencjałem, są na nim jedne z najlepszych utworów w historii duetu, ale są również takie, które sprawiają wrażenie przygaszonych przez obawy o reakcje fanów i fanek, dla których to nigdy nie była tylko muzyka. Może kolejne kroki zostaną postawione wraz z następnymi albumami czy mixtape'ami, jako ten pierwszy "Sing Me a Lullaby, My Sweet Temptation" wypełnia swoje zadanie.
G*59 Records/2022