Obraz artykułu Candy - "Heaven is Here"

Candy - "Heaven is Here"

85%

W tytule najnowszej płyty Candy oświadcza, że niebo mamy na wyciągnięcie ręki. Zawartość "Heaven is Here" sugeruje jednak raczej piekło, ale to tylko detale, bo trudno nie radować się, gdy w zalewie nowych premier z okolic metalu i hardcore'u można natrafić na tak mocno błyszczącą perłę.

Pierwszym tytułem, jaki przychodzi na myśl przy poszukiwaniach estetyki podobnej do nowego albumu Candy jest "Iowa" Slipknot. Od strony muzycznej to dwie zupełnie inne parafie - zamaskowani brutale z Des Moines na swoim najcięższym albumie doprowadzili nu metal do skraju agresji, a autorzy "Heaven is Here" proponuje silnie zmetalizowanego i zindustrializowanego hardcore punka. Tym, co łączy obydwa wydawnictwa jest natomiast nieludzki ładunek gniewu. W przypadku składu z Wirginii budzi to dodatkowy podziw, ponieważ nie mamy do czynienia z gniewnymi nastolatkami, którzy dopiero co otwierają kopniakiem drzwi do sceny, a z doświadczonymi załogantami o wyrobionym statusie.

 

Jad stanowiący oś drugiego wydawnictwa Amerykanów potrafi doprowadzić do zachwytu nie tylko za sprawą intensywności utworów, ale również dzięki ich konstrukcji. Kiedy to trio wymierza sierp, robi to na sto dziesięć procent. Blasty lub d-beatowe zrywy są wspierane przez riffy z wpływami ciągnącymi się od złotych lat Godflesh po deathmetalowe standardy, a dobija do nich jeszcze cała armia zgrzytów czy hałasów z syntezatora. Można by przypuszczać, że przy tak intensywnym materiale łatwo o szybkie wyczerpanie baterii, ale Candy nie traci ani werwy, ani pomysłowości. Nawet przy modulowaniu akcentów poziom agresji pozostaje nietknięty, dlatego zamykający "Perverse" - dronowo-noise'owy walec - uderza z równą siłą, co wcześniejsze numery.

 

Kreatywność Candy w sianiu destrukcji ani na chwilę nie zahacza o nudę. Zespół niszczy wszystko na swojej drodze i robi to na tak różnorodne sposoby, że trudno uwierzyć, jakim cudem tyle pomysłów wpakowano w trzydzieści minut materiału. Dzięki upartemu trwaniu w jasno dookreślonej konwencji, nie ma tutaj w dodatku przeładowania najróżniejszymi opcjami brzmieniowymi. Całość to przede wszystkim jazgotliwa jazda do przodu. Za przykład tego podejścia chyba najlepiej służy "Transcend to Wet", który zaczyna się od blastów wystukiwanych przy wsparciu jazgotliwych przesterów, by następnie wymierzyć kolejne ciosy, ale w wolniejszym tempie i boleśniej.

Równie dobrze prezentuje się numer tytułowy z powracającym co jakiś czas riffem o poziomie złowrogości tak dużym, że Cruciamentum czy Black Curse najpewniej chętnie przemyciłyby go do własnych repertuarów. Trudno także odmówić Candy wytrwałości w próbach zadręczenia słuchacza, skoro nawet jeden z ostatnich kawałków na krążku - "Fantasy/Greed" - czaruje na zmianę żwawym hardcore punkiem i zwolnieniami o sludge'owym wydźwięku.

 

Ostatnimi czasy ukazuje się wiele świetnych materiałów z przełomu ekstremalnego metalu i hardcore'u, chociażby Knoll, Full of Hell, Crowhurst po transformacji z power electronics w rażony prądem death metal czy właśnie Candy, które dostarcza skrajnie radykalnych wrażeń od początku do końca. "Heaven is Here" już teraz jest jedną z najbardziej intensywnych płyt tego roku i coś mi mówi, że bez problemu utrzyma ten status do końca grudnia.


Relapse Records/2022



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce