Z początku wydaje się, że to nic nowego - rock gotycki komponowany pod Fields of the Nephilim czy The Cure wchodzi w konszachty z black metalem podanym w przerysowanej formie, znamy te zabawy. Sunrise Patriot Motion stawia atmosferę ponad wszystko inne i mogłoby się wydawać, że utwory stanowią dla zespołu tło dla całej tej otoczki, a nie na odwrót.
Mimo sprawdzonych schematów, "Black Fellflower Stream" nie jest nawet w połowie tak proste do rozgryzienia jak można zakładać. Nie zgadza się tutaj nic. Nawet warstwa produkcyjna prowokuje do stawiania wielu znaków zapytania. Instrumenty pływają w miksie, wokal potrafi niekiedy dominować nad resztą, by po chwili zniknąć na odległym planie. Zespół sam zajął się produkcją i zrobił wszystko, co mógł, by w kilku momentach zagłuszyć partię prowadzącą gitary stukotem talerzy. Do tego kawałki sprawiają wrażenie posklejanych z losowych elementów, jakby robione na oślep, w myśl zasady jakoś to będzie. Dobrze poprowadzony wątek nieoczekiwanie zmieniony na coś zupełnie innego bez zapowiedzi? Norma. Krzywo zagrane riffy, w których twórcy próbowali uchwycić wpływy Fields of the Nephilim przeobrażone w synth-popowe pościelówki? To też dostaniecie.
Bazując na dominujących cechach materiału, ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że "Black Fellflower Stream" to po prostu album-koszmarek, ale wady Sunrise Patriot Motion z łatwością można obrócić w zalety - chałupniczość i losowa konstrukcja kawałków są podane w taki sposób, że trudno nie uwierzyć w ich szczerość. Bije od tego krążka maksimum pasji, a także mnogość rozwiązań tak nieskładnych, że trudno nie ulec połączeniu szoku z zachwytem.
"Najnormalniejszy" w całym zestawie jest "My Father's Christian Humidor", ale tylko ze względu na w miarę piosenkową konstrukcję. Dostajemy schemat zwrotka-refren, ale to, co wchodzi w ich skład, wymyka się klasyfikacjom. Z początku dominuje estetyka soft-rocka z lat 80., później przebija się przez nią straceńczy black metal w konwencji Lifelover, co pod koniec zostaje skontrowane gitarowymi snujami pod środkowe The Cure. Brzmi zbyt zwyczajnie? W takim razie warto cofnąć się do "Oil Dream Field", gdzie zostajemy zaatakowani trąbką, rozwiązaniami aranżacyjnymi w stylu Thorns obdartego z industrialnego chłodu, a także gitarą i klawiszem poza tonacją.
Trudno oczekiwać, by Sunrise Patriot Motion podbiło świat metalu. Zespół zabrał się za przebrzmiałą estetykę i ubrał ją w dziwactwa, do których łatwo stracić w cierpliwość. Warto jednak na "Black Fellflower Stream" zwrócić uwagę, bo to album daleki od kompromisów. Ekipa z Nowego Jorku przekazuje frapującą wizję i nie zależy jej na poklasku odbiorcy, ale jeśli wyruszycie z nią w tę podróż, przeżyjecie jedne z najciekawszych trzydziestu trzech minut tego roku.
Sibir Records/2022