Obraz artykułu Sorrow - "Black Crow"

Sorrow - "Black Crow"

82%

Ze wstydem przyznam, że - mimo muzycznych preferencje i mimo rozpoznawalności, jaką Sorrow zyskało w pewnym kręgach jeszcze przed wydaniem debiutu - odkryłem ten zespół dosyć późno. Nazwa raz czy drugi gdzieś mignęła, skład też nie był mi obcy, ale zawsze odkładałem sięgnięcie po muzykę na później. Trwało to dopóty, dopóki znalazłem w paczkomacie egzemplarz "Black Crow".

Okazało się, że szybko uzyskana w punkowych kręgach rozpoznawalność grupy jest podszyta czymś więcej niż tylko ciekawie sklejonym składem - mamy tu do czynienia z solidnym, podbarwionym tu i ówdzie stenchcorem, kawałkiem death metalu przystrojonym w punkowe pióra.

 

Zdaję sobie sprawę z tego, że w opisach i materiałach promocyjnych Sorrow określany jest na przeróżne sposoby, które sugerują mieszanie wpływów metalowych i punkowych, ale z mojego punktu widzenia to po prostu solidny, osadzony w średnich tempach death metal o wyraźnie demówkowym brzmieniu rodem z zatęchłej wilgocią piwnicy. Jak na tego typu granie przystało - brzmienie gitar jest szorstkie niczym papier ścierny. Niskie, ryczące wokale mocno wysunięto do przodu, a w lekko kartonowej perkusji wyraźnie zarysowano każde uderzenie werbla. Czy to źle? Wręcz przeciwnie.

 

"Black Crow" przede wszystkim umiejętnie unika pułapki rzemieślnictwa, w jaką wpada wiele deathmetalowych zespołów. Najbardziej ujmuje wyraźnie określony własny styl, chęć stosowania autorskich rozwiązań i brak obsesyjnego przywiązania do gatunkowych ram, które nie pozwalają wyjść poza sztywno wytyczono granice. Sorrow potrafi zwolnić, zagrać delikatniej, a jednocześnie robi to w taki sposób, że nie musimy upewniać się, czy przypadkowo nie zmieniliśmy krążka w odtwarzaczu. Delikatniejsze momenty - jak wstęp do "Storm of Swords" - są w dodatku odpowiednio nastrojowe, dodają muzyce wartości i stają się integralną częścią albumu, a nie posłodzonym rozwodnieniem muzyki, na jakie coraz częściej można się natknąć.

 

Sorrow tworzy muzykę ciężką, brudną i wyjątkowo ponurą. Nazwa zespołu nie jest gołosłownym sloganem. Znajduje się tutaj wiele wściekłości, bólu i goryczy i chociaż cały ładunek emocjonalny materiału można odczuć od samego początku, "Black Crow" jest materiałem, który rozkwita dopiero za którymś z kolei przesłuchaniem. Nie jest to kwestia sprawnie ukrytych smaczków czy odniesień, bardziej czasu potrzebnego słuchaczowi na "dostrojenie się" do tej muzyki i do specyficznej, pierwotnej złości, która skrywa się w niej.

 

W muzyce Sorrow kryje się specyficzny paradoks - o ile można mówić o ekipie związanej ze sceną punkową, o tyle na pewno część tej społeczności odbije się od "Black Crow", kręcąc nosem, że jest zbyt metalowe. Zdziwiłbym się przy tym, gdyby ludzie słuchający na co dzień Benediction czy Grave przeszli obok tego albumu obojętnie. Ciężkie, momentami lekko bujające kompozycje, które nie zostały ani na sekundę okrojone z brudu czy bezczelności wypadają bardzo dobrze, ale zdecydowanie nie będąc muzyką dla każdego.


Sanctus Propaganda/2022



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce