Obraz artykułu Black Midi - "Hellfire"

Black Midi - "Hellfire"

75%

Niezależnie od sympatii lub jej braku do Black Midi, nie da się powiedzieć, że nowy album jest nieudany. Brytyjski zespół - gatunkowo przypisywany między innymi do rocka progresywnego - bawi się na "Hellfire" wszystkim, co ma w zanadrzu.

Pierwszym wrażeniem po odsłuchu może być przebodźcowanie. Na "Hellfire" gatunki i patenty zlepiono w myśl "wszystkiego po trochu", czyli trochę szwedzki stół, a trochę piekło słuchacza. Wbrew pozorom, pozytywów na albumie jest jednak wiele i zdecydowanie przeważają. Warstwa muzyczna brzmi niesamowicie, zaplanowana co do nuty. W porównaniu do "Cavalcade", słychać dodatkowo wyraźną poprawę w zakresie produkcji, co jest zasługą Marty Salogni, znanej ze współpracy z Björk, Animal Collective czy Porridge Radio.

 

Tytułowy utwór wprowadza słuchaczy w zawiłą estetykę. Geordie Greep teatralnie recytuje frazy, a tło muzyczne przywodzi na myśl kabaretowo- musicalowe inspiracje. Czyli jednak concept album, a w takim przypadku łatwo można przeszarżować. Black Midi w każdym utworze jest bardzo blisko przekroczenia tej granicy, ale na szczęście nie dochodzi do tego. Mnogość "połamanych" rytmów i instrumentów sprawia, że ciężko nadążyć za akcją. Szybko przeskakujemy od szalonego dramatyzmu do bardziej ironicznego, zabawowego podejścia. Można sobie wyobrazić pełnoprawne retro-show w bogato zdobionym teatrze, gdzie zespół bawi się nie tyle muzyką, co samą publicznością.

 

Black Midi: Powinniśmy się cieszyć, że ktoś w ogóle chce słuchać naszej muzyki (wywiad)

 

Wokalnie jest nieźle, ale tylko tyle. Dominacja Greepa momentami może przytłoczyć, z kolei śpiew Camerona Pictona ("Eat Men Eat", "Still") brzmi po prostu przyjemnie dla ucha, jak przerywnik od pędzącego na łeb na szyję monologu. W tekstach czają się przynajmniej dwie wykreowane przez muzyków postacie (jak w dobrym przedstawieniu), a sam Greep nadaje im niepowtarzalne charaktery. Najlepszym utworem albumu jest natomiast "Eat Men Eat", który urzeka (względną) prostotą - jest ciekawie i różnorodnie, ale bez przesady.

 

Słychać na "Hellfire" kontrolowany chaos przeplatany spokojnymi kawałkami przygotowanymi na "wytchnienie". Miejscami przeszkadzają nieco przerysowana ekspresja wokalisty oraz popisówki instrumentalne, ale chociaż ciężko polubić się z tym albumem po pierwszym przesłuchaniu, po poskładaniu tej szalonej układanki wyłania się przemyślana, wielobarwna kompozycja wysokiej jakości. Black Midi przejmuje pałeczkę w prog-rockowej sztafecie.


Rough Trade/2022



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce