Obraz artykułu VR Sex - "Rough Dimension"

VR Sex - "Rough Dimension"

88%

Od momentu narodzin post-punk przeszedł tak wiele zmian, że można jego drogę porównać do dorastania. VR Sex na samym początku grało obiecująco, z młodzieńczym sznytem, ale ostatnie wydawnictwo pokazuje gatunkowo dojrzały i świadomy twór. Łączy nie tylko zabiegi, które zespół testował na kilku poprzednich EP-kach, ale także eksperymenty w obszarze kilku gatunków.

Sam zespół to jeden z wielu projektów Andrew Clinco, znanego między innymi z Marriages czy Drab Majesty. W VR Sex występuje pod pseudonimem Noel Skum (anagram od Elon Musk), który jest złym bratem bliźniakiem jego persony z Drab Majesty.

 

Jak zakwalifikować "Rough Dimension" brzmieniowo na zasadzie skojarzeń? Prawdopodobnie każdy zaczyna od tego samego, kiedy poznaje klimaty post-punkowe czy nowofalowe - podąża tropem starej, dobrej nostalgii. W VR Sex można wyłapać nawiązania do The Cure, Depeche Mode czy Bauhausu, ale na tym porównania się kończą. Album ekipy z Dais Records podąża własną ścieżką, zachwyca wokalnie, tekstowo i muzycznie.

 

Można się denerwować, że kolejny projekt spod szyldu "żyjemy w społeczeństwie", punktujący sytuację polityczno-społeczną w Stanach Zjednoczonych (i nie tylko) to motyw oklepany, ale w VR Sex jest zarazem bardzo przemyślany, mocno związany z oprawą muzyczną. Ta ma z kolei zaskakująco brytyjskie brzmienie, mimo że album tworzyli muzycy rodem z Los Angeles. Każdy utwór jest na swój sposób brudny, wyświechtany, kontrastujący z syntezatorami przewijającymi się w tle. Jeśli zestawić okładkę z tym, co zastaniemy w albumie, to właśnie szorstkość, surowość i szarość wiodą prym podczas odsłuchu.

 

Względem poprzedniego albumu słychać postępy w zakresie wokalu - oprócz około gotyckich klimatów pojawiają się prawie-ballady ("Walk of Fame") czy momenty bliższe punk rockowi ("Victim or Vixen"). "Rough Dimension" jest też nieco "czystszym" albumem - mniej na nim noise rocka, więcej synth-punku - a do tego momentami pojawiają się nostalgiczne zagrywki, na przykład w "Live in a Dream" słychać wyraźnie lata 80. i to nie wyłącznie za sprawą syntezatora.

 

Napięcie buduje nawarstwienie gitar i efektów, które odpuszcza dopiero po ostatnim utworze. W tym można upatrywać wady albumu - jest nieco za krótki i brakuje mu jednoznacznego punktu kulminacyjnego. Każdy utwór broni się jednak samodzielnie, a klamrą spinającą jest tematyka gnicia społeczeństwa w świecie kapitalizmu.

 

"Rough Dimension" to świetny tytuł, bo już po odczytaniu uchyla rąbka tajemnicy w zakresie tego, co można na albumie znaleźć. To ścieżka dźwiękowa do poruszania się w cyfrowym, cyberpunkowym świecie. Ewentualnie inny wymiar, gdzie VR Sex tworzy makietę brytyjskiego, post-industrialnego osiedla gdzieś w Los Angeles. To kumulacja pomysłów dziwnych, ale po połączeniu świetnie brzmiących.


Dais Records/2022



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce