Obraz artykułu 1988 - "Ruleta"

1988 - "Ruleta"

93%

Nawet nieumiejętne posługiwanie się auto-tunem nie jest równie ciężkim grzechem, co kompulsywne zapraszanie gości, których zwrotki uzasadnione są wyłącznie chęcią podbicia statystyk albo zbudowania potężnej kolekcji postaci przypominającej klaser z pokemonami. Raz na jakiś czas trafi się jednak ktoś, kto nie tylko potrafi zebrać szereg wyjątkowych osobowości, ale w dodatku na każdą z nich ma pomysł. Kimś takim jest 1988.

Rosalie., Miły ATZ, Barto Katt, Nath, Zdechły Osa, Szczyl, Kacha Kowalczyk, Margaret - kogo tutaj nie ma... Nawet gdyby podjąć próbę karkołomnego uogólnienia większości tych osób do miana raperów/raperek, dzisiaj taka informacja mówi mniej więcej tyle samo, co nazwanie kogoś gitarzystą/gitarzystką. Atezetowi blisko do grime'owych brzmień; Szczyl na "Polskiej Florydzie" nawiązywał nawet do post-punka; a Nath sięga po łagodne dźwięki lo-fi - jak zebrać całą tę różnorodność bez przytępiania jej i zarazem opracować spójny koncept blisko godzinnego materiału? Okazuje się, że nie jest to niemożliwe.

 

Do tytułu albumu można by dopisać rosyjska, bo poświęcenie trzech lat na pracę na jeden, bardzo szeroko zakrojony projektem to w dobie wymuszającego ciągłą aktywność streamingu niemałe ryzyko, a współpraca z ponad trzydziestoma artystkami i artystami ponad trzydziestokrotnie zwiększa obawy, że coś może się po drodze wysypać, ktoś nie dotrzyma terminu albo po prostu nie uda się odnaleźć wspólnego języka (pierwotnie mieli się tutaj zresztą znaleźć Pezet czy Bedoes, ale z różnych przyczyn ostatecznie do tego nie doszło). 

 

Trudne od logistycznej strony zadanie zwieńczył jednak tak spektakularny sukces, że do "Rulety" będzie się wracało latami, a wręcz stanie się punktem odniesienia i jednym z pierwszych porównań, kiedy ktoś ponownie podejmie się ambitnej misji nagrania producenckiego albumu obrazującego stan polskiego rapu (choć to raczej przypadkowy rezultat, a nie założenie 88). Jeżeli w odległej przyszłości prowadzone będą badania nad tym, jak to wyglądało na początku trzeciej dekady XXI wieku, lepszego materiału źródłowego nikt nie będzie w stanie znaleźć.

 

Kiedy 1988 w ubiegłym roku podczas Soundrive Festival bez wcześniejszej zapowiedzi dołączył na scenie do Nath, stało się jasne, że nie zależy mu na koncentrowaniu na sobie uwagi, a raczej na aktywnym włączeniu się we wspieranie kolejnego pokolenia nietuzinkowych twórców/twórczyń wyrastających z hip-hopowego korzenia. Wypracował sobie na tyle rozpoznawalną markę, że mógłby przebierać w ofertach i przyjmować tylko te, dzięki którym z łatwością dostawałby się na szczyt OLiS-u w towarzystwie Tymka, Kukona albo Włodiego (wszyscy trzej także są obecni na "Rulecie"), ale to jeden z tych nieczęstych przypadków producentów, którzy mimo długiego stażu i dorobku cieszącego się uznaniem (czy to pod postacią solowej "Grudy" sprzed pięciu lat, czy wszystkiego, co nagrały Syny), nie utracił pierwotnej ciekawości pchającej do nieustannego poszukiwania tego, co nowe.

 

Z tego powodu choć na nowym krążku próżno szukać potknięć albo niczym nie wyróżniających się średniaków, uwagę kradną przede wszystkim utwory nagrane z niedawnymi debiutantami albo osobami, dla których przywiązywanie wagi do listy sprzedaży ma mniej więcej takie same znaczenie, co emocjonowania się festiwalem w Opolu. Dobry przykład to kawałek z już trzykrotnie przywołaną Nath. W "Szum TV" jej wokal być może po raz pierwszy w ogóle został tak wyraźnie wysunięty na front, ale 88 doskonale wie, że siłą tego głosu jest jego delikatność. Dodatkowo uwydatniony nie stracił ASMR-owych walorów wywołujących przyjemne mrowienie na całym ciele.

 

Skrajnie odmienne doświadczenie to następne w rozpisce "Utkaj mordę", gdzie sam pomysł na zestawienie Tonfy ze Zdechłym Osą intryguje połączeniem artystów po równo czeszących pod włos, ale w równoległych, dotąd nieprzenikających się rzeczywistościach. Z jednej strony jest tutaj nieco industrialnego, syntetycznego chłodu, z drugiej agresywna perkusja czerpiąca i z breakbeatu, i z punk rocka. Do najbardziej imponujących momentów albumu można zaliczyć również "Lufcik" z Barto Kattem - utwór o gęstej, ponurej aurze, ze znakomitą syntezatorową partią w środku - czy pędzący na złamanie karku "Metronom" z Mokebe albo dwugłos Kachy i Margaret w nastrojowym, najbardziej śpiewanym na albumie "Bajkale".

"Ruleta" w konstrukcji przypomina grę wideo z gatunku beat 'em up. Każdy z osiemnastu poziomów ma inną tematykę, inną atmosferę i stawia inne wymagania, które nie pozwalają na osłabienie uwagi i popadnięcie w monotonność. Do tego w centrum znajduje się barwny, charyzmatyczny boss, ale nie będziecie mieli ochoty z nim walczyć - większą satysfakcję daje poddanie się i przyjmowanie kolejnych ciosów. 


Def Jam Recordings Poland/2022



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce