Obraz artykułu Watain - "The Agony & Ecstasy of Watain"

Watain - "The Agony & Ecstasy of Watain"

70%

Watain od lat próbują podbić metalowy mainstream, ale niezmiennie pozostaje w tyle. Pierwsze cztery płyty to bardzo sprawny miks wpływów Mayhem i Dissection z autorskim zamysłem, ale po drodze pojawiła się też spektakularna porażka w postaci "The Wild Hunt" oraz nijakie "Trident Wolf Eclipse". Czy za sprawą "The Agony & Ecstasy of Watain" dojdzie do przełomu w historii szwedzkiej grupy?

Niezmordowany Erik Danielsson w głębi duszy musi wiedzieć, że mimo wielu starań, wciąż drepcze w miejscu. Rozpaczliwa próba otwarcia nowych drzwi przy pomocy "The Wild Hunt", gdzie obok firmowych melodyjnych riffów zagościły wątpliwej jakości power ballady i prog metal, okazała się porażką. Jej o pięć lat młodszy następca tkwił w rozkroku - z jednej strony Watain dwoił się i troił, by przekonać słuchaczy o swoich ambicjach, z drugiej puszczał oko do tych, którzy uważają, że najlepiej było przed wojną. W końcu muzycy ze Sztokholmu wyczyścili jednak głowy z nietrafionych pomysłów, a ich tegoroczny krążek to wizytówka stylu Watain.

 

Jeżeli podobały się wam terytoria odkryte przez zespół nie tak dawno temu, możecie poczuć się rozczarowani. "The Agony & Ecstasy of Watain" hołduje formatywnej erze kapeli, kiedy wciąż miała szansę zdobywać szczyty, a "Casus Luciferi" podbijało umysły fanów black metalu. Można zarzucać zespołowi brak artystycznych motywacji i odcinanie kuponów, zamiast ciągłego odkrywania siebie, ale nie ma to większego sensu. Zarówno Danielsson, jak i fani wiedzą, że nikt tutaj nie wymyśli koła na nowo, dlatego sprawdzone rozwiązania działają znacznie lepiej. Nawet jeśli siódmy krążek grupy wypada konformistycznie w stosunku do poprzednich, to na końcu zawsze najważniejszy będzie poziom utworów, a ten mocno wzrósł.

 

Watain nigdy nie był szczególnie oryginalnym zespołem, a numery inspirowane legendami od Bathory aż po Mayhem sprawdzały się lepiej niż próby podążania samodzielnie wytyczoną ścieżką. "The Agony & Ecstasy of Watain" to w stu procentach hymniczny, maksymalnie pretensjonalny, a kiedy trzeba również wściekły black metal, który słyszeliśmy już wiele razy. Na szczęście został przygotowany na tyle pieczołowicie i z wyczuciem, że trudno wściekać się na jego twórców. Te dziesięć utworów wyjątkowo dobrze sprawdzi się na letnich festiwalach albo podczas dużych klubowych koncertów.

 

Z jednej strony mamy kanonady blast-beatów i ciągłą chęć podpalenia świata, z drugiej melodyjne wtręty kontrastujące z bezlitosną rzezią, a do tego przebojowy - jak na widełki gatunku - potencjał. Świetne wrażenie robi klasycznie blackmetalowa "Serimosa" z wlokącą się melodią godną samego Quorthona i dramaturgią skutecznie podtrzymywaną przez całą długość utworu. Poszukiwacze mniej subtelnych wrażeń z pewnością zatrzymają się przy otwierającym "Ecstasies in Night Infinite", gdzie zespół cały czas dorzuca do pieca, by dopiero pod koniec pozwolić sobie na delikatne wyhamowanie. Wszyscy znamy te sztuczki, Panie Danielsson, ale poziom ich realizacji pozwala zapomnieć o skojarzeniach z nazwą X lub Y.

 

"The Agony & Ecstasies of Watain" jest przewidywalnym, bezpiecznym albumem, ale szwedzka załoga robi na nim to, co potrafi najlepiej - klasyczny black metal drugiej fali z całym dobrodziejstwem inwentarza. Ta formuła wciąż działa, nawet jeżeli zaczyna delikatnie trącić myszką.


Nuclear Blast/2022



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce