Muzyka na trzecim krążku zespołu z Indiany nie uległa znaczącym zmianom w porównaniu z poprzednimi wydawnictwami, ale zsumowano w niej wszelkie dotychczas wykorzystywane składniki. Sami zainteresowani pytani o opis własnej twórczości odpowiadają, że grają stoner emo, co - pomimo pozornej trafności - nie oddaje pełni możliwości Cloakroom.
Na "Dissolution Wave" znajdziemy pierwotne emo - wywodzące się z gęstego od emocji hardcore'u, którego najlepszy przykład stanowi Fugazi - oraz proto-stonerowe tąpnięcia bliskie Kyuss czy Black Sabbath, ale to dopiero początek zabawy. Dorzucono do tego inspiracje grungem, co przekłada się przede wszystkim na surową melancholię i posępną przebojowość, oraz zawsze lubiane rozjazdy gitar dobrze znane z niezliczonych kawałków Slowdive czy Ride. Co ciekawe, nie na samych gitarach kończy się shoegaze'owy odcień albumu - równie ważny, o ile nie najważniejszy, element stanowi przepełniona rezygnacją charakterystyczna ekspresja wokalna, charakterystyczna chociażby dla Neila Halsteada. Mogłoby się więc wydawać, że Cloakroom nie jest niczym ponad zbiór wpływów z różnych okolic rocka lat 90., ale byłoby to zbyt proste uogólnienie.
W skład zespołu wchodzą zręczni kompozytorzy, którzy doskonale wiedzą, co i w jaki sposób zapożyczać z muzyki sprzed trzech dekad. Nawet kiedy kogoś cytują, nigdy nie przestają mówić własnym głosem, co objawia się przede wszystkim konstrukcją poszczególnych kawałków. Ciężar, przebojowe hooki i zaduma rocka alternatywnego łączą się w naturalny sposób, świetnie ze sobą współgrają i tworzą spójną całość. Od otwierającego "Lost Meaning" grupa stosuje przybrudzone riffy z reminiscencjami Quicksand czy Dinosaur Jr., ale tonuje je rozciągniętymi melodiami i wycofaną ekspresją wokalną. Ten schemat sprawdza się równie ciekawie w "Fear of Being Fixed", które brzmi jak DIIV decydujące się na nagranie własnego "Master of Reality". Chwilę wytchnienia zapewnia z kolei "Lambspring" - najsubtelniejszy utwór na albumie, poprowadzony od początku do końca rozmytą partią gitary.
Premiera "Dissolution Wave" przypadła akurat na dziesięciolecie istnienia Cloakroom i trudno byłoby o lepszą ścieżkę dźwiękową pod świętowanie. Trzecia płyta Amerykanów ukazuje ich jako zespół dojrzały, świadomie żonglujący wpływami, wyposażony w utwory, które nigdy się nie nudzą. Która kapela nie chciałaby tak o sobie powiedzieć po dekadzie działalności?
Relapse Records/2022