Batov Records może działać z Londynu, ale zajmuje się najczęściej muzyką izraelską, przede wszystkim funkującą i patrzącą na różne regionalne tradycje. To u nich wyszedł fantastyczny debiut El Khat i dwie płyty Shiran - zanurzone w muzyce żydów jemeńskich - czy "Reclusive Rituals" Shay Hazana, czerpiący z marokańskiej gnawy.
Najważniejszym punktem katalogu Batov jest seria winylowych singli Middle Eastern Grooves, właśnie tam ukazał się pierwszy singiel Şatellites - "Big Bağlama". Pełen groove'u, tytułowej baglamy, przesterowanych, sfuzzowanych gitar. Później trzeba było trochę poczekać na długogrający debiut, ale opłaciło się - to, nie bójmy się tego sformułowania, wielka płyta.
Za Şatellites stoją doświadczeni muzycy, ważne postacie telawiwskiej alternatywy. Choć nazywają się w pełni demokratycznym zespołem, liderem jest Itamar Kluger, który na ludową muzykę turecką trafił na miejscu, podczas podróży po pograniczu turecko-irańskim. Tam też zakochał się w brzmieniu baglamy (któż by tego nie zrobił, ten instrument ma niezaprzeczalny urok), a po powrocie do Izraela zaczął myśleć o założeniu zespołu grającego anatolijski rock. Możliwe, że ten pomysł zaczął urzeczywistniać dopiero po sukcesach Altın Gün, bo tak to się akurat zbiega w czasie. Obu zespołom blisko do siebie, ale to trudne do uniknięcia, kiedy korzystają z podobnych źródeł - ich muzyka wychodzi w zasadzie z tego samego miejsca i czasu. Nic w tym złego, wręcz przeciwnie. Niech anatolijski rock zatacza coraz szersze kręgi, a już w takiej formie niech niesie się jak najszerzej.
Już dwa razy napisałem, że "Şatellites" to wielka płyta, czas na dowody. Przede wszystkim jest doskonale zaaranżowana. Baglama przeplata się z gitarami, a przetykają to kwaśne syntezatory. Bas chodzi jak w najlepszych funkowych załogach, ale dużo dzieje się też na dalszym planie, dzięki licznym perkusjonaliom. Şatellites grają muzykę zwartą, zaraźliwą groove'em i melodyjnością. Robią to z wielką swobodą i otwartą głową. Wystarczy porównać ich instrumentalną, prawie stonerową wersję "Yekte" z tradycyjnymi wykonaniami czy dyskotekową aranżacją Altın Gün. Korzenie te same, ale gałęzie sięgają w innych kierunkach. Koncertowe wykonanie "Zuhru" pokazuje z kolei, że to sceniczna maszyna, którą trudno zatrzymać, gdy tylko się rozpędzi. Najlepiej robi się jednak, gdy odlatują w stronę space rocka w kończącym album dyptyku "Yağmur Yağar Taş Üstüne"-"Cecom". To w nim od najlepszej strony pokazuje się również wokalistka, Yuli Shafriri, której eteryczny, oniryczny głos wprowadza pewien mistycyzm.
To wreszcie wielki album, bo po prostu nie da się przy nim usiedzieć na miejscu. Został stworzony na imprezy, do tańca, na koncerty. A te ostatnie wracają, więc jeśli mało wam Altın Gün i innych wskrzesicieli anatolijskiego grania, to szukajcie możliwości, by zobaczyć na żywo też Şatellites.
Wiele gatunków i estetyk wraca, przechodzi revivale, ale ze wszystkich najbardziej cieszy mnie powrót anatolijskiego rocka. To muzyka, która jest jednocześnie globalna i lokalna - takie połączenia lubię najbardziej. A jak towarzyszą im tak doskonałe piosenki, tak świetnie zagrane jak na tym debiucie, to rzucam wszystko i biegnę tańczyć.
Batov Records/2022